Maciej Szymański: Ocena wyniku sportowego tego sezonu jest bardzo trudna
Widzew w zakończonym właśnie sezonie miał zdobyć co najmniej 50 punktów i zbliżyć się do czołówki ekstraklasy. Tymczasem piłkarze nie sprostali zadaniu i bronili się przed spadkiem. – Wydawało się, że już wychodzimy ponad powierzchnię, to za chwilę znowu wracaliśmy pod wodę i tak w kółko. To był rozczarowujący sezon – przyznaje Maciej Szymański, wiceprezes Widzewa ds. sportowych.
Przed sezonem postawiliście drużynie za cel 50 punktów, a zdobyliście 40, czyli sporo mniej. Może plany były trochę zbyt wygórowane i poprzedni sezon dał wam nie do końca realne spojrzenie na potencjał drużyny?
Maciej Szymański: – Na pewno ten cel był bardzo ambitny, natomiast taki jest Widzew i nie może być inaczej. Jak widzimy po tabeli, tylko sześć zespołów przekroczyło 50 punktów. Natomiast takie było założenie, by z każdym sezonem zdobywać ich więcej. Gdybyśmy mieli 47 czy 48, to moglibyśmy powiedzieć, że to jest utrzymanie kierunku. Więc z tego powodu to rozczarowujący rezultat. Natomiast nie uważam, że ten cel był nierealny.
Porównując dwa ostatnie sezony, to w tym mieliśmy dużo większą dostępność zawodników do gry. Był wyższy poziom opieki medycznej i nie było ponawiających się urazów. Zima w poprzednim sezonie była bardzo łagodna i szybko mogliśmy trenować na boisku naturalnym. W tym roku to było trudniejsze. Kluczowe było jednak to, że jest bardzo widoczna różnica, jeżeli chodzi o liczbę bramek strzelonych przez zawodników z pierwszej linii. Jeżeli dobrze pamiętam, to w poprzednich rozgrywkach zdobyli siedem goli więcej niż w bieżących. A te bramki mogłyby dać realizację wyżej wspomnianego celu.
Jako pion sportowy nie za bardzo w tym pomogliście. Po sprzedaży Imada Rondicia nie sprowadziliście typowej „dziewiątki” i Widzew nie miał czym straszyć w ataku.
– Na pewno tego zabrakło i to było widoczne. Zobaczyliśmy, jak brak takiego zawodnika przekłada się na funkcjonowanie zespołu. Śląsk Wrocław z Erikiem Exposito, a bez niego, to była ogromna różnica i miało to wpływ na spadek zespołu. To był element, którego nam brakowało i nie ma co tego ukrywać.
W grudniu zwolniliście najważniejszego asystenta trenera Daniela Myśliwca. Może już wtedy trzeba było też zmienić pierwszego szkoleniowca. Chyba że liczyliście na to, że trener sam się poda do dymisji.
– Bardzo łatwo jest ocenić po fakcie i ułożyć sobie to w jedną całość. Zakładaliśmy, że trener poradzi sobie z tą sytuacją. I przynajmniej do końca sezonu będziemy współpracować. Po decyzji dotyczącej Karola Zniszczoła mieliśmy trudne rozmowy. Finalnie zdecydowaliśmy się wspólnie, że podejmujemy wyzwanie. Nie skończyło się to dobrze, ale to wiemy dopiero po czasie. Z drugiej strony w ostatnich latach Widzew pokazał, że jest klubem, który daje szansę, mimo trudności, z którymi się mierzymy. Przypomnijmy sobie rundę wiosenną za trenera Janusza Niedźwiedzia w pierwszym sezonie w Ekstraklasie. Była bardzo słaba, ale to nie spowodowało, że trener przestał pracować. Szukaliśmy najpierw sposobu na rozwiązanie sytuacji i szkoleniowiec w kolejnym sezonie zachował posadę. Przyszedł Daniel Myśliwiec, bo nie było zmiany w grze. Potem trochę podobnie było też z nim. Jesienią wynik był w okolicach naszych oczekiwań. Trochę poniżej, ale chcieliśmy kontynuować współpracę i dać sobie czas na to, żeby wspólnie dokończyć sezon.
Jednak drużyna z nowym trenerem Żeljiko Sopiciem punktuje jeszcze słabiej. Może to nie trener był problemem, tylko piłkarze?
– Na pewno łatwiej zmienić szkoleniowca, niż wymienić całą kadrę, ale to duże uproszczenie. Po tym jak wygraliśmy trzy mecze z rzędu i właściwie się utrzymaliśmy, to nagle ta bańka pękła. Do tego doszły kwestie związane z planami klubu co do zawodników, jeżeli chodzi o rozwój i inwestycje w pierwszy zespół. Niektórzy może nie poczuli się pewni odnośnie funkcjonowania w drużynie, co też oddziaływało na ich motywację. Oczywiście w idealnym świecie nie powinno to wpłynąć na dyspozycję sportową, ale jak widać wpływa. Ocena wyniku sportowego tego sezonu jest bardzo trudna. Jest rozczarowujący i to jest poza dyskusją. Liczba czynników, które na to wpłynęły, jest bardzo duża i należy się koncentrować na tej perspektywie tego, co będzie. Utrzymaliśmy się w Ekstraklasie, a trener miał czas, by ocenić zawodników, których ma w drużynie. Stwierdził z kim chce współpracować, a z kim tej współpracy nie widzi.
Po tym jak Robert Dobrzycki został większościowym właścicielem bardzo wzrosły oczekiwania zarobkowe kandydatów do Widzewa
– Rzeczywiście wyobrażenie piłkarzy o Widzewie w tej chwili jest takie, że będzie można tu zarobić ogromne pieniądze. A dla nas kluczowe jest to, żeby płacić optymalnie. To nie znaczy, że mało, ale trzeba płacić za określoną jakość i wpływ na zespół. Rozmowy prowadzone są w trakcie rozgrywek i wtedy zawodnicy też mają zdecydowanie większe oczekiwania niż już podczas okienka transferowego. Zależy nam jednak, żeby piłkarzy pozyskiwać teraz. Po to, żeby rozpoczęli przygotowania z zespołem od początku i mogli się z tym zespołem zintegrować.
Cały wywiad Andrzej Klemby w serwisie interia.pl
źródło: interia.pl