[WYWIAD TYGODNIA] Eryk Pisarkiewicz: To jest widowiskowy sport, tylko trzeba go poznać
– Akcja za akcję, szybka grę, obrony, widowiskowe rzuty techniczne, parady bramkarzy. To jest widowiskowy sport, tylko trzeba go poznać – mówi Łódzkiemu Portalowi Sportowemu w wywiadzie bramkarz łódzkiej Anilany. – Do walki o awans brakuje kilku doświadczonych zawodników. Oczywiście walczymy w każdym meczu o wygraną, ale czasem tego doświadczenia brakuje – dodaje Eryk Pisarkiewicz.
Gdy wpisałem twoje nazwisko w wyszukiwarkę, wyskoczyła mi twoje karta zawodnika w lidze szóstek, gdy grałeś tam w wieku 16 lat. Grałeś tam jako bramkarz?
Eryk Pisarkiewicz: – Nie, po prostu lubię sobie pograć w piłkę nożną. Kiedyś mieliśmy taki pomyśl z chłopakami z tego samego rocznika, z którym grałem w piłkę ręczną i graliśmy w PlayArenie. Nie, nie stałem na bramce. Teraz już tylko na treningach Anilany gdy trener pozwoli. Już nie mam tyle sił i chęci, by poza treningami jeszcze grać w piłkę nożną, boję się tez o kontuzje.
Kontuzje i tysiące uderzeń piłką
A jakie kontuzje najczęściej przytrafiają się bramkarzom w piłce ręcznej?
– Ze swojego doświadczenia wiem, że normalna rzecz to połamane palce. Często też skręcenia stawu kolanowego. Upadek na jedną nogę, jakiś wypad, skręt kolana – to są najczęstsze przypadki prowadzące do dotkliwej kontuzji.
Zdarzają się wybite zęby?
– Osobiście nie miałem takiego problemu, ale mogłyby być takie kontuzje, bo nieraz można dostać piłką z dwóch, trzech metrów. Zawodnik rzucający wybija się z szóstego metra i zbliżamy się do siebie na odległość dwóch, może trzech metrów. Na szczęście mnie to nigdy nie spotkało.
Jak znosisz tyle trafień i uderzeń piłką na treningach i meczach? Musi to być bardzo bolesne.
– Dopóki nie było kary dwuminutowej za trafienie bramkarza bezpośrednio w twarz, to bardzo się denerwowałem. Było to bardzo irytujące, nie raz krzyczałem zdenerwowany na meczach na rywali, czy na treningach goniłem kolegów tak pół żartem, pół serio. Teraz, gdy jest za to kara dla zawodnika rzucającego, to nawet chętnie wychylam głowę. Oczywiście nie jest to przyjemne dostać piłką, ale w ten sposób mogę pomóc drużynie i sprawić, że będzie grała dwie minuty w przewadze, to jestem otwarty na takie poświęcenie.
Jak bardzo frustrujące są bramki rzucane jakąś wkrętką, lobem, lekkim rzutem?
– Może nie jest to frustrujące, chociaż czasem jak tak mi rzucają chłopaki na treningach, to się z nich śmieję i prowokuję, by rzucali normalnie. Ale zawsze zawodników potrafiących rzucić technicznie się szanuje. Bo to są najgorsze rzuty do obrony. Dużo bardziej wolę bronić silne rzuty, przy których jest wprawdzie mniej czasu na reakcję, ale są dużo łatwiejsze do obrony.
Otyłe dziecko też może zacząć
Kiedy postanowiłeś, że będziesz bramkarzem piłki ręcznej?
– Zacząłem przygodę z piłką ręczną pod koniec czwartej klasy w szkole podstawowej. Na początku bardzo nie chciałem stać na bramce. W dodatku byłem otyłym dzieckiem i mama wysłała mnie na treningi, żebym biegał i się ruszał. Kiedyś brakowało nam bramkarza i trener zapytał, kto chce stanąć na bramce. Mnie nigdy nie chciało się biegać, więc się zgłosiłem i postanowiłem spróbować. Spodobało mi się to i tak to zostało. Potem przez miesiąc chowałem dresy przed mamą, żeby się nie dowiedziała, że stoję na bramce zamiast biegać. W końcu przyjechała na trening, zobaczyła, że nawet fajnie mi idzie i tak już zostało.
Co robisz w życiu poza grą w piłkę ręczną? Czy z grania w Lidze Centralnej można się utrzymać?
– Jestem trenerem tej dyscypliny i studiuję. Z grania w Lidze Centralnej można się utrzymać, w zależności od klubu są to wynagrodzenia mniejsze lub większe, ale można się utrzymać. Mamy też z Bartoszem Pawlakiem swoją akademię dla dzieci z klas I-III i w zasadzie całe moje życie kręci się wokół piłki ręcznej. Jestem jej fanatykiem. Chcę się rozwijać jako zawodnik, ale chcę też doszkalać się pod względem trenerskim – aktualnie kończę kurs trenerski „B”.

Trzeba walczyć o sponsorów
Anilana Łódź obecnie zajmuje miejsce w dolnej części tabeli Ligi Centralnej. Czego brakuje temu klubowi, by grał w ekstraklasie lub chociaż walczył o awans?
– Klubowi jako takiemu niczego nie brakuje, to super ośrodek. Mamy halę, siłownię, wszystko jest na miejscu. Gdybyśmy mieli większe wsparcie z miasta, można wtedy pomyśleć o ściągnięciu lepszych zawodników i lepszym wyniku. Być może na mojej pozycji też, zdrowa rywalizacja jest potrzebna. Do walki o awans brakuje kilku doświadczonych zawodników. Oczywiście walczymy w każdym meczu o wygraną, ale czasem tego doświadczenia brakuje. Mamy młody zespół, nie każdy jeszcze grał o wysokie cele. Gdybyśmy mogli sobie pozwolić na to, by każdy z nas skupił się tylko na grze, a nie musiał myśleć jeszcze o pracy zarobkowej, to byłoby łatwiej. Do tego jednak potrzebne jest większe wsparcie z miasta.
Mówisz przede wszystkim o wsparciu samorządowym, jakbyś nie wierzył, że klub piłki ręcznej może ściągnąć sponsora.
– Chciałbym w to wierzyć, ale niestety ten sport jest trochę niszowy, Popularność dyscypliny sportu jest bardzo ważna. W piłce nożnej czy w siatkówce łatwiej jest znaleźć sponsora, być może nawet firmy się same zgłaszają. , tu musimy walczyć o sponsorów na każdym kroku. Nie do końca znam się na tym, ale tak mi się wydaje.
Na waszych meczach jednak kibiców jest więcej niż na meczach Orlen Superligi w Piotrkowie Trybunalskim. Fenomen klubu czy tego miasta. Jak jest w halach innych klubów Ligi Centralnej?
– Na pewno Łódź jest większym miastem niż Piotrków Trybunalski, chociaż tam oferta sportowa różnych dyscyplin jest mniejsza niż w Łodzi. W Lidze Centralnej są kluby, na których mecze przychodzi nawet po 2-3 tysiące kibiców, na pewno tak jest w Mielcu czy Gorzowie. Ale już w Szczecinie na meczu było mniej kibiców niż u nas, chociaż ten zespół niedawno grał w ekstraklasie. To zależy głównie od marketingu klubu. Trzeba pamiętać też, że wejście na nasze mecze jest darmowe – na mecze innych drużyn naszej ligi wstęp jest płatny.

Piłka nożna popularniejsza wśród dzieci
Po sukcesach kadry Wenty ta popularność ówczesna piłki ręcznej nie została wykorzystana?
– Na pewno. Ostatnio czytałem wywiad z Karolem Bieleckim, który mówił, że w latach 2007-2009 piłka ręczna w Polsce i siatkówka były na tym samym poziomie. Teraz między nimi jest ogromna różnica. Zostało to zaprzepaszczone i brak popularyzacji tego sportu daje o sobie znak teraz.
Dzieci chętnie garną się do piłki ręcznej?
– Jest trochę problem. Od małego wolą grać w piłkę nożną, kopią ją od trzeciego roku życia już. Często robiąc jakieś zajęcia pokazowe dla dzieci słyszymy, że są po nich bardzo zadowolone, ale na trening nie przyjdą, bo już trenują piłkę nożną. Dużo mniej dzieci angażuje się w treningi piłki ręcznej niż w inne dyscypliny sportu. A tu najlepiej rozpocząć jak najwcześniej. Oczywiście na początku jest w tym więcej zabawy, rzucania piłką, biegania. Piłkę ręczną na zasadzie zabawy można zacząć już od piątego roku życia.
Piłka ręczna nie jest jednak łatwym technicznie sportem. Trudno jest nauczyć dzieci techniki?
– Niektórzy mają z tym problem, dlatego na początku nie ma tej techniki rzutu czy kozłowania, jest tylko zabawa. W koszykówce kozłowanie jest łatwiejsze, w piłce ręcznej piłka nie może być niesiona. Często dzieci pchają piłkę, zamiast rzucać, być może dlatego, że nie mogą jej chwycić. Dlatego też dla dzieci mamy piłki piankowe, by mogły je złapać. Co dwa, trzy lata jest zmiana piłki na większą na poziomie młodzieżowym, nie każdemu tak szybko rośnie dłoń i może ją chwycić. Później jest łatwiej, bo dochodzi klej.
Klej i szarpanie za koszulkę
Przez te ślady kleju na boisku inne dyscypliny sportu trenujące w tej samej hali nienawidzą piłki ręcznej…
– Tak, ale on jest potrzebny. Kopnąć piłkę może każdy bez względu na rozmiar buta. By chwycić dobrze piłkę, potrzebna jest większa dłoń, a tę już nie każdy ma. Klej pomaga rzucać bardziej technicznie, efektowniej, chwyt piłki jest łatwiejszy. Ta piłka jest duża jak na średniej wielkości dłoń.
Twoim zdaniem to, że pika ręczna jest tak kontaktowa, to pomaga widowisku, czy też przeszkadza? Te zagrania na pograniczu faulu, łapanie za rękę, szarpanie za koszulkę…
– To chyba zależy od odbiorcy. Czasem ludzie nie wiedzą, czemu był faul, albo czemu nie było, duża zależy od interpretacji. Jest to jednak sport bardzo widowiskowy, bo w przeciwieństwie do meczu piłki nożnej, gdzie pada jedna lub kilka bramek przez 90 minut, tu pada ich prawie 70 w ciągu godziny gry. Mamy akcję za akcję, szybką grę, obrony, widowiskowe rzuty techniczne, parady bramkarzy. To jest widowiskowy sport, tylko trzeba go poznać.
Po takich szarpaninach na boisku z rywalami jak reagujecie na siebie poza boiskiem po meczu?
– Nie ma z tym problemu, poza boiskiem wszyscy się lubimy. Walczymy ze sobą na boisku, a po meczu jesteśmy przyjaciółmi, rozmawiamy, wspólnie się śmiejemy. Oczywiście każdy chce wygrać, ale w sportowej walce, a po niej normalnie rozmawiamy. Czasem w emocjach na boisku możemy coś powiedzieć więcej, ale po meczu możemy porozmawiać, wytłumaczyć, kontakty między zawodnikami są po prostu normalne.
źródło: inf. własna