Siatkówka

Mariusz Wlazły wybrany siatkarzem 25-lecia PLS

Nie ma w polskiej ligowej siatkówce ani jednego mocniejszego nazwiska, niż Mariusz Wlazły. Siatkarz, który przez wiele lat nie grał w reprezentacji, w Polskiej Lidze Siatkówki przez lata był najlepszy. Gdy wreszcie wrócił do kadry, to został mistrzem świata, a dziś jest najbardziej utytułowanym graczem w historii PlusLigi. W Warszawie kapituła PLS wygrała najlepszych z najlepszych w całym ćwierćwieczu. Wśród siatkarzy triumfował pochodzący z Wielunia 9-krotny mistrz Polski Mariusz Wlazły,

– Cieszę się, że mogłem odbierać nagrodę w tak wspaniałym gronie sportowców, jest ona wyróżnieniem nie tylko dla mnie ale całej grupy ludzi, którzy pomogli mi przez te wszystkie lata – mówi Mariusz Wlazły. Zaczynałem grać, gdy zawodowa liga miała dopiero trzy lata, wszystko wtedy było inne. Rozwinęła się bardzo i wszystko poszło w dobrą stronę – dodaje gracz 25-lecia, który teraz zapewnia wsparcie mentalne drużynie Trefla Gdańsk.

Pojawił się w Polskiej Lidze Siatkówki – wtedy najwyższa klasa rozgrywkowa w Polsce była już ligą zawodową, ale jeszcze nie nosiła nazwy PlusLiga – nieprzypadkowo, bo jako mistrz świata juniorów. W 2003 roku w Iranie prowadzona przez Grzegorza Rysia reprezentacja Polski wygrała w finale z Brazylią 3:2 i cieszyła się z tytułu najlepszej juniorskiej drużyny na świecie. W tej drużynie było kilku chłopaków, którzy zrobili naprawdę duże kariery – Mariusz Wlazły, Michał Winiarski, Marcin Możdżonek, czy Paweł Woicki. Trudno było jednak wtedy powiedzieć, że spośród tej grupy najwięcej mistrzostw kraju, najwięcej nagród indywidualnych największych imprez, będzie miał właśnie Mariusz, który w Iranie musiał rywalizować o miejsce w czołowej szóstce z Marcelem Gromadowskim. I nie zawsze tę rywalizację wygrywał.

Z Wielunia do Zduńskiej Woli, stamtąd do Skry

Bełchatowianie już wcześniej zauważyli, że na zapleczu Polskiej Ligi Siatkówki jest chłopak, który się wyróżnia. Widzieli w nim talent i chcieli go sprowadzić, ale… chwilę to trwało. Mariusz trafił bowiem do Skry już w trakcie sezonu 2003/2004, a początku były naprawdę trudne. – Poziom w PLS był dużo wyższy, a ja dodatkowo musiałem przestawić się w trakcie sezonu. W pierwszym sezonie nie zdobyliśmy medalu, ale ja jestem pewien, że dla mnie to były bardzo ważne miesiące. To ten sezon i to doświadczenie zaowocowały w kolejnych latach – mówi 42-letni dziś Wlazły.

Konrad Piechocki, wtedy menadżer Skry, później wieloletni prezes bełchatowskiego klubu, prowadził negocjacje w sprawie pozyskania Wlazłego, ale przeciągały się one w nieskończoność. Siatkarz miał ważny kontrakt z klubem ze Zduńskiej Woli, a jego prezes – Przemysław Mochnik – miał przez chwilę naprawdę mocarstwowe zapędy. W końcu udało się go przekonać, by nie blokował Wlazłego w klubie, który szybko dla niego zrobi się za mały. Pomocny okazał się w tej sprawie ówczesny trener bełchatowskiej drużyny Ireneusz Mazur, który był w dobrych relacjach z szefem SPS Zduńska Wola. W końcu Wlazły mógł się spakować i przeprowadzić do Bełchatowa, a następnie zadebiutować w PLS-ie.

Stał się gwiazdą i legendą bełchatowskiego klubu

O początkach Wlazłego w Skrze krążą legendy – że na początku był bardzo podejrzliwie traktowany przez kolegów, że ci nawet mieli pretensje do trenera Ireneusza Mazura o wystawianie Mariusza w pierwszym składzie – ale faktem jest, że chwilę aklimatyzacja w zespole Skry mu zajęła. Gdy jednak wreszcie poczuł się pewniej, pokazał, że wart był kilkumiesięcznych negocjacji i starań, by go pozyskać. Pewnie, nikt nie wiedział wtedy, że ma do czynienia z gwiazdą, która będzie miała aż tak wielki wpływ na historię klubu, ale widać było, że to może być świetny zawodnik. I był.

To Wlazły od 2004 roku prowadził bełchatowski klub do kolejnych mistrzostw Polski. Oczywiście, miał obok siebie zawodników wybitnych, całą grupę, z roku na rok coraz silniejszą, ale to on w kluczowych momentach był najważniejszy. Co kilka lat przedłużał swoje kolejne kontrakty, a liczba lat spędzona w Bełchatowie rosła i rosła. Inna sprawa, że ze względu na swoją charakterystyczną budowę potrzebował nieco bardziej indywidualnego cyklu treningowego. W Bełchatowie zgadzano się na wszystko, bo wszyscy wiedzieli, że komfort i zdrowie Mariusza Wlazłego dla tej drużyny są najważniejsze.

Przeniósł się do Gdańska i tam już został

Niemal każdego roku Wlazły miał jesienią krótką przerwę, a gdy czuł się zmęczony, to mógł nie trenować lub trenować lżej. Nieprzypadkowo – był bowiem czas, gdy zdrowie zaczęło mu szwankować, a widok cierpiącego siatkarza znoszonego na rękach przez kolegów z boiska stawał się coraz bardziej częsty. Lekarze mieli problem ze zdiagnozowaniem tych nietypowych skurczy, na linii Bełchatów i Wlazły kontra Polski Związek Piłki Siatkowej pojawiały się zgrzyty, a siatkarz rezygnował z gry w reprezentacji Polski i do niej wracał. W końcu problemy ze zdrowiem udało się przezwyciężyć, ale Wlazły z Bełchatowa nie chciał się ruszać. Grał w dobrej drużynie, zarabiał dobre pieniądze i miał komfort treningu. Nie było powodu, by porywać się na zmianę klubu, co w tamtym czasie właściwie wiązało się ze zmianą ligi, bo Skra w kraju nie miała sobie równych.

W 2020 roku nastąpiła niezwykła chwila – Mariusz Wlazły zamienił koszulkę PGE Skry Bełchatów na inną. Samo rozstanie po siedemnastu latach z PGE Skrą nie było może szokujące, bo przecież miał już wtedy niespełna 37 lat, ale fakt, że zdecydował się grać w Treflu Gdańsk – już tak. W barwach gdańskiej drużyny nie odniósł spektakularnych sukcesów. Mariusz przypomniał sobie nawet grę na pozycji przyjmującego, gdy sytuacja tego wymagała. W Gdańsku czuje się świetnie, został tam po zakończeniu kariery siatkarza, podjął studia i kształci się na psychologa, a jego starszy syn wyróżnia się siatkarsko na tle swoich kolegów z drużyny. Jest bardzo prawdopodobne, że za kilka lat będziemy mieli w zawodowej lidze kolejnego Wlazłego! Na razie Mariusz współpracuje z Treflem i dba o wsparcie psychologiczne zespołu.

źródło: plusliga.pl

Bartosz Wencław

Podobne wiadomości

Copyright © 2025 Łódzki Portal Sportowy. Wszystkie prawa zastrzeżone
Wykonanie