[WYWIAD TYGODNIA] Edward Kujawa: Trener musi być nauczycielem i psychologiem
Edward Kujawa to były zawodnik i były selekcjoner reprezentacji Polski waterpolo. – Piłka wodna daje mi „kopa” i motywację do życia. Jak przegrywam, to znaczy, że muszę więcej pracować. Jak wygrywam, to mogę sobie usiąść przy herbacie i porozmawiać o kolejnym medalu, który daje satysfakcję. To trzeba kochać, trzeba się urodzić z tą pasją – mówi szkoleniowiec zespołu ŁSTW PŁ Łódź, brązowego medalisty mistrzostw Polski w piłce wodnej w sezonie 2024/2025.
Ogromny niedosyt po sezonie
Waterpoliści ŁSTW PŁ Łódź zakończyli sezon na trzecim miejscu. Jak odbierasz ten brązowy medal?
Edward Kujawa: – Czuję ogromny niedosyt. Po zakończeniu zeszłego sezonu, dla nas najgorszego, przyszło do mnie kilku zawodników, którzy stwierdzili, że chcą zdobyć mistrzostwo Polski. Ja już miałem zakończyć karierę trenerską. Namówili mnie, by powalczyć jeszcze o złoty medal, to byli chłopcy z reprezentacji kraju, którzy stwierdzili, że ze mną zdobędą mistrzostwo. Nakręcili mnie i wczoraj, jak się z nimi żegnałem, powiedziałem, że mam ogromny niedosyt, bo mieli szansę zdobyć mistrzostwo. Tylko w głowach czegoś zabrakło do zdobycia młodego medalu.
Nawet najlepszemu z Serbów w naszej drużynie powiedziałem, że też do końca nie wierzył w to mistrzostwo, bo kazał mi jeszcze dwóch, trzech zawodników sprowadzić. Przegraliśmy kilka meczów na własne życzenie. Kontrowersyjny był mecz w Warszawie, kiedy to przegraliśmy z mistrzem Polski jedną bramką. Co ciekawe, gdy wrzuciliśmy film z tej kontrowersyjnej akcji w Internecie, to miał mnóstwo wyświetleń, jak żaden inny o piłce wodnej. Środowisko miało do mnie pretensje, ale ja robię to, bo to kocham i nie chcę, by krzywdzono tych chłopaków.
Już Puchar Polski tu w Łodzi był pierwszym sygnałem, że coś może pójść nie tak.
– Masz rację, przegraliśmy Puchar Polski. Organizowaliśmy go, kosztowało to mnóstwo pieniędzy. To był sygnał, przegrany mecz z Arkonią Szczecin, był tego zwiastunem. Potem jednak się odbudowaliśmy w meczach ze słabszymi rywalami. Aż przyszedł ten mecz w Warszawie, który niestety przegraliśmy. Gdyby nie błędy sędziego mieliśmy szansę go wygrać. Może mieliśmy troszkę za słabą ławkę rezerwowych. Ci zmiennicy troszkę jednak odstają i nie dawali zmian, a w piłce wodnej trudno gra się bez zmian. Każdy mówi, że nie możemy narzekać, bo medal to jest jednak medal. Mało mam medali brązowych i teraz nie wiem, co zrobić – czy skończyć tym medalem? Czekam na kogoś, kto to ode mnie przejmie. W sierpniu ma przyjechać trener z Białorusi, który być może weźmie tych chłopaków, chyba że któryś z moich zawodników będzie chciał to przejąć. Oni sobie zdają jednak sprawę, że jest to ciężki kawałek chleba.
Konflikt z trenerami pływania
Piłka wodna w Polsce nie jest zbyt popularna. Skąd czerpać wzorce i przykłady?
– Piłka wodna najbardziej popularna jest na Bałkanach, na Węgrzech, we Włoszech, również w krajach basenu Morza Śródziemnego jak Grecja czy Hiszpania. Nam zabrakło jakiegoś wyniku, który mógłby przesunąć nas do przodu. Mieliśmy dwie ścieżki olimpijskie – pamiętam, jak w 2004 roku nie awansowaliśmy na igrzyska w Atenach. Wówczas wstrzymano nam finansowanie i od tego czasu piłka wodna nieco spada. Młodzi ludzie organizacyjnie dają sobie świetnie radę, mamy coraz więcej basenów. Z mojej obserwacji wynika, że brakuje nam szkoleniowców, którzy by to mogli pociągnąć. Do tej pory mówiło się, że brakuje nam basenów 50-metrowych, teraz już to nie jest problemem.
Skąd brać zawodników, jak zachęcić młodych ludzi do uprawiania tego sportu?
– Selekcja powinna następować na treningach pływackich. Część nadaje się do bicia rekordu świata, może być nowym Korzeniowskim, Otylią; druga część nadawałaby się do piłki wodnej. Jest jednak konflikt trenerów pływania z trenerami waterpolo, gdyż piłka wodna jest atrakcyjna. Zawodnicy, którzy pływają od ściany do ściany, widząc piłkę rzuciliby to monotonne pływanie. Trenerzy pływania są niestety zależni od „punktomani”. Ja też im tłumaczę, że oni cały czas mogą startować w zawodach pływackich, zdobywać tam medale i punkty, a jednocześnie grać w piłkę wodną.
W Warszawie jest trener, który powoli przekonuje innych szkoleniowców do tego. Kiedyś już tak było i nie było problemu, by po okresie startowym pływak dostał piłkę i w nią grał. Trzeba robić tak, jak robią to w krajach, które są najlepsze na świecie. Już w pierwszych klasach szkoły podstawowej uczyć dzieci pod kątem piłki wodnej. Styl pływacki w waterpolo jest trochę inny. Zanim zakończę karierę, chciałbym zbudować trzy takie ośrodki w Łodzi w szkołach, w których będą dobre warunki. Jak mi się uda, to mogę iść na emeryturę.
Jak znaleźć następcę?
Zanim odejdziesz na emeryturę, musisz znaleźć kogoś, kto cię zastąpi. A nie będzie to łatwe zadanie, jesteś w środowisku postacią niezwykle charyzmatyczną.
– Zdaje sobie sprawę, że wysoko podniosłem poprzeczkę. Ale zawsze powtarzam, że póki żyję, pomogę kolejnym trenerom. Muszą jednak spróbować i się nie bać tych dwudziestu zdobytych tytułów, bo trzeba zrobić wszystko, by ta piłka wodna nie zginęła. Przyzwoitą pracę z juniorami wykonuje Neptun w Łodzi i też powtarzam, że ŁSTW ma z kogo brać przykład jeśli chodzi o pracę z młodzieżą i ma kogo naśladować. Wiktor Berendyuha to doskonały trener, rywalizacja jest zawsze potrzebna. Musimy razem działać wspólnie dla dyscypliny. Róbmy swoje. W ŁSTW jeszcze mamy do rozegrania mistrzostwa Polski młodzieżowców 21 czerwca, gdzie też chcemy zdobyć medal. Na pewno drużyna seniorów będzie istniała, chce pracować z młodzieżą. Chęć pomocy wyraził już Stefan Tomicević, fantastyczny chłopak i wiem, że się nadaje. Nie wszyscy mistrzowie nadają się do tej pracy, mogą zostać w sporcie w innej roli. Ja jednak widzę, że jak dzieciaki idą za trenerem, ma charyzmę, czyli się nadaje.
Jak wyglądają treningi piłki wodnej? Na czym polegają?
– Trening składa się z części pływackiej, techniki i gry. Pływania nie może być za dużo. Jednostki treningowe różnią się nieco w zależności od okresu, ale jest to mniej więcej po 30 procent treningu. W okresie przygotowawczym pływania na pewno jest więcej. Teraz przepisy się zmieniają, boisko będzie miało nie 30, a 25 metrów, a czas na rozegranie akcji zostanie skrócony z 30 do 28 sekund. Wynika to z tego, że czas przepłynięcia spod bramki do bramki to obecnie około 12 sekund, a dla telewizji to jest… zbyt długo. W Paryżu na igrzyskach na finale było ponad 15 tysięcy ludzi w hali, w której zamontowano basen i był to niesamowity spektakl. Wszystkie zmiany idą w kierunku atrakcyjności i zwiększania oglądalności w telewizji.
Pod wodą wiele się dzieje
Krążą legendy o tym, co dzieje się podczas meczu piłki wodnej pod wodą. Co tam się dzieje?
– To prawda, masa fauli w tej dyscyplinie to są faule domniemane. Dużo zależy od interpretacji sędziów, którzy muszą się domyślić, że ktoś kogoś złapał, uderzył. Drugi mecz rozgrywa się pod wodą. Były próby filmowania tego, co się dzieje pod wodą. Uważam jednak, że to nie jest dobre rozwiązanie, bo pokazywanie brutalności i fauli nie będzie dobrą reklamą dla tego sportu. Dlatego też zawodnicy muszą być bardzo dobrze wyszkoleni i mieć bardzo silne nogi.
Cała piłka wodna opiera się na pracy nóg. Myślę, że głównym błędem szkolenia waterpolo w Polsce i powodem odstawania od światowej czołówki jest słabe szkolenie jeśli chodzi o nogi. Sam widzę, że popełniam te błędy, bo czasu w procesie szkolenia nie jest dużo, a faktycznie nogi są najważniejsze. Całe poruszanie się w wodzie wynika z pracy nóg. Powtarzam to młodym trenerom, bo waterpolo idzie w podobnym kierunku jak piłka ręczna. Liczy się przede wszystkim siła i szybkość, które pozwalają wypracować pozycję i zdobyć bramkę.
Jaka jest rola trenera w trakcie meczu. Czy zawodnicy słyszą trenera? Uwagi przekazywane podczas meczu docierają do nich?
– Część trenerów uważa, że zawodnicy ich słyszą. Ja jestem z tej grupy trenerów, która woli przygotować zespół na odprawie i liczyć nie na schematy, tylko na ich inteligencję. Wolę, żeby zawodnik reagował na to, co dzieje się na boisku. Oczywiście, można wypracować schematy, do tego oczywiście też potrzebne są te mocne nogi, o których wcześniej mówiłem. Mimo wody i czepków część uwag zawodnicy na pewno słyszą. Mamy też w meczu dwie przerwy, w trakcie których można przekazać swoje uwagi. Trzeba rozmawiać z zawodnikami, chociaż uważam, że w trakcie meczu niewiele może trafiać do zawodników. Wynika to z adrenaliny, zmęczenia, trzeba przekazywać krótkie i proste informacje.
To trzeba kochać
Byłem świadkiem, kiedy po meczu zawodnik wykluczony z gry po wyjściu z basenu wyrzucił całą swoją złość w kierunku sędziego. Czy to normalne zachowanie i czy emocje w wodzie są mocno tłumione?
– Coś w tym może być, mogą w sobie wiele emocji dusić w trakcie meczu. Jest to też trochę wina sędziów, którzy nie pomagają, a wręcz budują frustrację. Nie przerywają walki, kiedy powinni, bo inaczej to widzą. Czasem przerywają grę, powołując się na faul domniemany, gdy go nie ma. U mnie też są tacy zawodnicy, którzy pod koniec sezonu dostali kary. Każdy mecz jest nagrywany, zawodnicy po meczu je oglądają i też wymieniają uwagi w kierunku sędziów. Oczywiście sędziowie też się szkolą, powinni pomagać, nie dopuszczać do walki jeden na jeden. Niestety część z nich stara się być również aktorami widowiska i zaistnieć w meczu.
Co sprawia, że cały czas ci się chce?
– Piłka wodna cały czas sprawia, że mi się chce. Ogromna adrenalina, emocje. Kiedyś oczywiście przeżywałem to wszystko inaczej, teraz też jest inaczej. Piłka wodna daje mi „kopa” i motywację do życia. Jak przegrywam, to znaczy, że muszę więcej pracować. Jak wygrywam, to mogę sobie usiąść przy herbacie i porozmawiać o kolejnym medalu, który daje satysfakcję. To trzeba kochać, trzeba się urodzić z tą pasją. Ten duch sportowy we mnie siedzi i mnie pobudza, wciąż się ruszam i chodzę. Nie wyobrażam sobie emerytury, być może mogę nie prowadzić pierwszego zespołu, ale nadal będę pracował z dziećmi, bo to najwdzięczniejsza praca. Widać postęp tych dzieci, one chcą, słuchają, patrzą. Jestem nauczycielem, a później trenerem – nie treserem. Trener musi być też fantastycznym nauczycielem i psychologiem. Dzisiaj już każdy dobry sztab zatrudnia asystentów, psychologów, trudno wyobrazić sobie sport bez współpracy z lekarzem czy też analitykiem. Kiedyś musiałem sam to robić.
źródło: inf. własna