Lekkoatletyka

[WYWIAD TYGODNIA] Kinga Królik: Robienie postępów mnie napędza

– Gdy jest chłodno, to pierwszy kontakt z wodą potrafi być nieprzyjemny. Teraz już nie zwracam na to uwagi, ale na początku ten pierwszy rów z wodą był trochę takim szokiem. Czasem trochę ta woda potrafiła przeszkodzić, ale teraz staram się na to nie zwracać uwagi – mówi nam w WYWIADZIE TYGODNIA Kinga Królik, uczestniczka igrzysk olimpijskich, biegaczka długodystansowa, która specjalizuje się w biegu na 3000 metrów z przeszkodami.

Jak zaczęła się twoja przygoda ze sportem?

Kinga Królik: W drugiej klasie szkoły podstawowej miałam epizod w koszykówce, potem po małej przerwie mój pierwszy trener, Jerzy Woźniak, robił testy sprawnościowe do klubu Azymut Pabianice. Dobrze wypadłam, ale nie byłam przekonana do biegania. Trener rozmawiał z moim rodzicami i to oni mnie wyciągnęli na pierwszy trening. Nie chciałam tam jechać, ale już po pierwszym treningu zostałam.

Co cię tam zatrzymało i tak wciągnęło?

– Było tam sporo osób z mojej szkoły, fajna atmosfera. Chyba lepiej się tam odnalazłam, niż w drużynie koszykówki. Potem miałam jeszcze kontakt z koszykówką, ale wybierałam treningi biegów na orientację.

To dwie różne dyscypliny – jedna zespołowa, druga to sport indywidualny. Twoja osobowość miała wpływ na wybór sportu indywidualnego?

– Myślę, że tak. Nie traktuję jednak biegania jako sportu indywidualnego tak do końca, bo wiele osób składa się na końcowy sukces. Mam takie podejście, że tu trzeba pracować w drużynie i bardzo to doceniam. Tu jednak ja odpowiadam za wiele rzeczy, dobór współpracowników zależy ode mnie.

Z iloma osobami w tej chwili współpracujesz? Kto jeszcze mógłby dołączyć do zespołu?

– Jest to trener, masażysta, a także fizjoterapeuta, do którego chodzę prewencyjnie lub gdy się coś dzieje. Jest również psycholog, w Polskim Związku Lekkiej Atletyki jest również dietetyk, z którego pomocy mogę korzystać. Nie jest to jednak stała opieka, tylko konsultacje. Był moment, że na obozie współpracowałam też z fizjologiem. Na pewno gdyby fizjolog jeździł z nami na stałe, być może osoba od przygotowania motorycznego, to dobrze byłoby skorzystać z takich możliwości. Jest to jednak trudne, bo tych specjalistów jest ograniczona liczba w PZLA i nie każdy z nich może jeździć na obozy z każdą grupą.

Jak wygląda trening biegaczki długodystansowej? Z czego on się składa?

– Są to treningi biegowe, są też treningi siłowe na siłowni. Trening techniczny, jeśli chodzi o technikę pokonywania przeszkód, łączę z treningiem biegowym. Tu zamiast rowu z wodą jest piaskownica. Są to dodatkowe elementy treningu. Trzeba się też nauczyć pokonywać przeszkody na większym zmęczeniu i to ćwiczę po treningu. Trenuję na płotkach, żeby to było bezpieczne.

W jaki sposób można wytrenować wytrzymałość, która jest tak potrzebna w biegach długodystansowych?

– Poprzez bieganie. Są różne treningi – regeneracyjne, tlenowe, gdzie biega się na takiej intensywności, by poziom kwasu mlekowego w mięśniach nie przekroczył zakładanego poziomu i by budować wytrzymałość. Są treningi tempowe, gdzie zakłada się taką intensywność, by poziom kwasu mlekowego wszedł na wyższy poziom. To buduje wytrzymałość szybkościową. Są to dość urozmaicone treningi, dopasowane do zawodnika. Do jego możliwości, przygotowania, żeby to miało sens, to strefy tlenowe i beztlenowe muszą być dopasowane indywidualnie. Źle dopasowany trening mija się z celem i odbija się potem na wyniku.

Oglądając bieg z przeszkodami, zawsze zastanawiałem się, czy rów z wodą jest dla zawodnika momentem ochłody, czy też czymś uciążliwym, co potem utrudnia bieg w mokrym obuwiu.

– To zależy od warunków. Gdy jest chłodno, to pierwszy kontakt z wodą potrafi być nieprzyjemny. Teraz już nie zwracam na to uwagi, ale na początku ten pierwszy rów z wodą był trochę takim szokiem. Czasem trochę ta woda potrafiła przeszkodzić, ale teraz staram się na to nie zwracać uwagi.

Ile w takim biegu jest taktyki? Na ile dostosowujesz swój bieg do przeciwników i czy zmieniasz taktykę w trakcie biegu?

– Na pewno taktyka jest obecna, wymyślamy ją z trenerem przed biegiem. Trener przekazuje mi wskazówki i uwagi, ale trzeba ją dostosować potem do konkretnego biegu. Nie mamy możliwości przewidzieć, jak kto pobiegnie, więc trzeba obserwować i się dopisywać. Na mityngach jest to łatwiejsze, jest osoba prowadząca, bieg zazwyczaj się rozciąga i łatwiej jest się ustawić w stawce. W biegach rangi mistrzowskiej trzeba być jeszcze bardziej elastycznym. Czasem trener może coś podpowiedzieć, chociaż nie zawsze to słychać. Teraz biegając w Bydgoszczy, co okrążenie ktoś głośno krzyczał międzyczasy, bo też nie zawsze jest możliwość spojrzenia na zegar.

Ostatnio pobiłaś swój rekord życiowy. Czy bicie rekordów jest mocną motywacją?

– Myślę, że tak. Pokazuje mi, w jakim jestem momencie, że trening, który robię, daje wynik i jest jakiś postęp. To daje też spokój w głowie, że wykonana praca daje efekt i była to dobra robota. W trakcie treningu nie zawsze się to czuje, zmęczenie jest takie, że nie wiadomo. Treningi są też na konkretnych odcinkach, nie na całym dystansie. Na płotkach biegam odcinki maksymalnie 800 metrowe, potem te wszystkie elementy trzeba ze sobą złożyć podczas startu.

Dla ciebie ważniejsza jest walka z rywalkami o miejsca, medale, czy też bicie własnych rekordów i przekraczanie kolejnych granic?

– Przede wszystkim staram się, by robić postępy, bo to mnie napędza. Gonię tę czołówkę, ale nie jest tak, że gonię kogoś, że muszę z kimś wygrać. Na razie jestem na takim poziomie, że gonię czołówkę, dopiero jak ją dogonię, będę mogła sobie powiedzieć, że wchodzę do finału jak najmniejszym kosztem i w finale powalczę z najlepszymi.

Z czego to wynika, że niektórzy najlepszą formę i wyniki osiągają w wieku 20-21 lat, niektórzy w wieku 25 lat, a inni jeszcze później?

– To bardzo indywidualna kwestia. Zależy to od talentu w młodych latach, im zawodnik jest starszy, tym bardziej liczy się praca na treningach. Wiele osób świetne wyniki osiąga już na początku, bo ma lepsze predyspozycje i warunki. Duże znaczenie ma też to, jak jesteśmy prowadzeni i kiedy zaczynamy. Dużo zależy też od kwestii pozasportowych, wsparcia najbliższych i możliwości. Nie każdy jest w stanie zainwestować na początku, by pojechać np. na obóz w góry.

Jak wygląda finansowanie w twoim sporcie?

– Ja nie mogę narzekać, bo po starcie na igrzyskach mam sporo możliwości, które stwarza PZLA. Nie musiałam dopłacać do żadnego zgrupowania, na którym byłam, zrobiliśmy cały plan treningowy, jaki ustaliliśmy z trenerem. Wcześniej było różnie, czasem trzeba było dołożyć. Częściowo finansował to związek, częściowo ja musiałam zdobywać dodatkowe fundusze szukając sponsora lub też wsparcia od władz lokalnych.

Pabianice są dobrym miejscem do uprawiania lekkiej atletyki? Czy jest tu wystarczająca infrastruktura?

– Tak, dwa lata temu powstała bieżnia tartanowa i to bardzo ułatwia sprawę. Wcześniej musiałam jeździć na treningi do Lutomierska lub Bełchatowa. Było to uciążliwe.

Czy w Pabianicach władze miasta doceniają twoje sukcesy? Stałaś się bardziej rozpoznawalna?

– Tak, już na ślubowanie przed igrzyskami był prezydent miasta, dostałam bukiet kwiatów i gratulacje, co było miłą niespodzianką. W listopadzie mieliśmy też galę dla olimpijczyków. Coraz więcej osób rozpoznaje, kim jestem. To jest fajne, gdy mówią, że obserwują i kibicują.

Czy robisz coś jeszcze w życiu oprócz sportu? Jest czas na coś więcej?

– Poświęcam się tylko treningom. Próbowałam studiować na Politechnice Łódzkiej, miałam dwa podejścia, ale nie dało się tego pogodzić. Próbowałam też na prywatnej uczelni, ale nie był to kierunek, który do końca mi odpowiadał. Teraz już naprawdę nie ma czasu na nic innego. Oczywiście są osoby, które łączą studia z uprawianiem sportu, ale teraz na tym poziomie wolę przeznaczyć wolny czas na odpoczynek i regenerację. Większość czasu spędzam teraz na treningach, obozach i zgrupowaniach.

Kiedyś przestaniesz biegać – czy już planujesz sobie ten moment, czy jeszcze jest na to za wcześnie?

– Trochę tak, a trochę nie. Nie mam jasnego i konkretnego planu. Wiem, że sport daje mi wiele możliwości. Jest spory popyt na bieganie, można zostać trenerem biegania i można z tego się utrzymać. Nie martwię się o przyszłość.

Jak można zachęcić do biegania dzieci, które zaczynają przygodę ze sportem?

– Przede wszystkim trzeba się tym bawić i cieszyć. Wiadomo, że wyniki się przesuwają, ludzie zaczynają dużo wcześnie biegać na wysokim poziomie. Każdy jednak ma indywidualną ścieżkę rozwoju. Na początku trzeba to lubić i się tym bawić, potem gdy przyjdzie czas na poważniejsze bieganie, to ważny będzie konkretny trening. Czasem trenerzy wywierają zbyt dużą presję, pojawiają się porównania do innych zawodników, czego ja bardzo nie lubię. Każdy inaczej się rozwija, ktoś może zacząć w wieku 12 lat, inny w wieku 16 lat. Trzeba to jednak traktować jako zabawę, spędzanie wspólnego czasu ze znajomymi i odskocznię od codzienności.

Lekkoatletyka staje się sportem, w którym coraz więcej rzeczy można zmierzyć, wyliczyć, począwszy od poziomu kwasu mlekowego w mięśniach, skończywszy na dokładnym zaplanowaniu treningów.

– Uważam, że jest to dobre, można wiele rzeczy zmierzyć, zbadać i zapobiegać kontuzjom. Sport jest jednak nieprzewidywalny, nie tylko ten. Nasza psychika jest nieprzewidywalna, można być super przygotowanym po świetnych treningach, a nie poradzić sobie ze stresem.

Jaką rolę odgrywa sprzęt? Rodzaj nawierzchni, obuwie?

– Może być pomocne, nawet pomijając już ten karbon, który teraz wszedł. Liczy się po prostu wygoda, pamiętam kolce, które miała jako dziecko, one były po prostu niewygodne. Teraz są robione tak, że nie czuję ich na nogach i to jest fajne, bo nie trzeba cierpieć.

Jest strach przed kontuzją gdy widzisz przed sobą przeszkodę? Jakie kontuzje najczęściej występują w tym sporcie?

– Ostatnio właśnie miałam takie myśli, że trochę się boję tych przeszkód. Biegnąc po płaskim nie muszę się na tym skupiać, jednak bieg z przeszkodami powoduje, że trzeba cały czas uważać, a zmęczenie jest duże. W trakcie biegu staram się o tym nie myśleć, tylko skoncentrować się na kolejnej przeszkodzie, Więcej jest skupienia niż strachu. Kontuzje są różne – najczęściej przeciążeniowe sprawy. Pęknięcia kości, naderwania mięśni, dysproporcje mięśniowe, bo przecież biegamy cały czas wkoło i jedno biodro ma większe obciążenie. Czasem zdarzają się kontuzje kontaktowe podczas upadku lub na przeszkodzie.

Jak rodzina reaguje na twoją pasję i bieganie?

– Nie mogę narzekać, bo od całej rodziny dostaję mnóstwo wsparcia. Kibicują mi zawsze z całego serca i to bardzo dużo daje. Nie każdy może liczyć na takie wsparcie, a jest ono bardzo potrzebne, zwłaszcza na początku.

Pojechali do Paryża dopingować?

– Niestety nie mogli, ale byli w Bydgoszczy teraz i kibicowali.

Chciałbym dopytać o występ na igrzyskach olimpijskich w Paryżu. Cała ta otoczka, wielkość imprezy bardziej przeszkadzała i dekoncentrowała, czy mobilizowała?

– Bardzo dużo czasu poświęciłam temu. Wiedziałam, że to ogromne wydarzenie i duża szansa dla mnie. Chciałam się bardzo dobrze zaprezentować. Cały miesiąc podczas pobytu w COS w Wałczu pracowałam z psychologiem, żeby wyciszyć te emocje, przygotować się na to, jak może to wyglądać. Był stres, ale udało mi się wyłączyć i dużo czynników pomijać. Tak naprawdę dopiero niedawno dotarło do mnie, jak duże to było wydarzenie. Przed startem nie odczuwałam tego tak bardzo.

źródło: inf. własna

Bartosz Wencław

Podobne wiadomości

Copyright © 2025 Łódzki Portal Sportowy. Wszystkie prawa zastrzeżone
Wykonanie