[WYWIAD TYGODNIA] Piotr Idzikowski: Musisz być cięższy niż kamień, którym rzucasz

– O curlingu często mówi się, że to są szachy na lodzie. Trzeba przewidywać ruchy przeciwnika na trzy, cztery posunięcia do przodu. W curlingu ważna jest precyzja wrzucenia kamienia w odpowiedniej linii, ale też z odpowiednią siłą. Jest też coś, co nie zależy od ciebie. Im szybciej przeczytasz te rzeczy, zapoznasz się z nimi, tym większe szanse na sukces – mówi nam w wywiadzie tygodnia Piotr Idzikowski. Gracz, działacz, trener i pasjonat curlingu, którego centrum w Polsce znajduje się właśnie w Łodzi.

Nie ma górnej granicy wieku

Na początku chciałbym spytać, kto może być curlerem? Są jakieś przeciwskazania, by uprawiać ten sport?

Piotr Idzikowski: Trzeba mieć skończonych mniej więcej siedem lat. Zasada jest taka, żeby być cięższym niż kamień, którym się rzuca. Kamień waży ok. 20 kilogramów, więc osoby, które są od niego cięższe, mają szanse już zagrać. Nasi najmłodsi curlerzy mają po 7-8 lat, dla nich jest to zabawa. Zapraszamy też osoby w tym wieku, bo jak w każdym innym sporcie im szybciej się zacznie, tym szybciej osiąga się lepsze wyniki.

Górna granica wieku jest nieokreślona i wynika tylko z możliwości fizycznych. Ale też nie do końca, bo pozycję podstawową w curlingu, w której się kuca pchając kamień, można obejść. Są specjalne uchwyty dla osób, które nie mogą się schylać i można to robić stojąc. Tak więc można mieć 80 lat i grać w curling. Oczywiście wiąże się to z pewnym ryzykiem, bo jak przewrócisz się na lodzie w tym wieku, to możesz sobie coś zrobić. Najstarszy curler w Polsce ma obecnie 71 lat, wyjeżdża jak wszyscy z wykroku i daje sobie doskonale radę.

A kiedy ty zacząłeś grać w curling i kiedy się zaczęła twoja przygoda z tym sportem?

– Interesowałem się curlingiem od dawna, ale nigdy nie miałem śmiałości, by przyjść, zagrać czy się zapisać. Nie miałem tez pojęcia, że w Łodzi można grać w curling. Gdy zaczęto o nim mówić, gdy zbudowano tu halę, to przyprowadziłem na zajęcia syna. Mieliśmy blisko i zaczął grać w curling, a ja przez rok przychodziłem go oglądać. Po roku przyszła chwila refleksji, czemu ja to tylko oglądam, przecież mogę wejść i samemu zagrać.

W następnym roku zapisaliśmy się z małżonką i zaczęliśmy grać, miałem wtedy 51 lat. Zobaczyłem, że grają różni ludzie, z różnych obszarów społecznych, w różnym wieku. Zebraliśmy kilku znajomych i zaczęliśmy rzucać kamieniami, na początku bez ładu i składu. Szybko jednak zbudowaliśmy czteroosobową drużynę i zaczęliśmy grać w turniejach. Wszystko przegrywaliśmy, ale nie miało to znaczenia, bo ważna jest frajda z gry. Osoby początkujące bardzo szybko się wkręcają w ten sport albo od razu rezygnują twierdząc, że to nie dla nich. Jak ktoś przyjdzie na drugi trening, to już oznacza, że coś zatrybiło.

Curling to sport kompleksowy

Co jest w tym sporcie takiego, co może wciągnąć? Rywalizacja, precyzja?

– To jest sport kompleksowy, który wymaga nie tylko dużej precyzji, ale też siły fizycznej i sprawności. Można być mniej sprawnym fizycznie i również grać, to tzw. „coffee curling”. Jeśli jednak chcesz grać na wyższym poziomie, to trzeba trenować poza lodem również mięśnie brzucha, stabilizację, elastyczność, wymaga to sporo gimnastyki. Potrzebne jest też logiczne myślenie i dostosowanie taktyki do swojego celu. O curlingu często mówi się, że to są szachy na lodzie. Trzeba przewidywać ruchy przeciwnika na trzy, cztery posunięcia do przodu.

W curlingu ważna jest precyzja wrzucenia kamienia w odpowiedniej linii, ale też z odpowiednią siłą. Jest też coś, co nie zależy od ciebie. Im szybciej przeczytasz te rzeczy, zapoznasz się z nimi, tym większe szanse na sukces. Mówię tu o charakterystyce lodu. Lód na każdym lodowisku jest inny, mało tego, on się zmienia podczas meczu. Pierwsze rozgrywki w turnieju gra się po to, by poznać lód, zobaczyć, jak kamienie się kręcą, jaką brać poprawkę i jaką przyłożyć siłę. Mierzymy czas, z jakim kamień przemierza daną odległość i do tego dostosowujemy potem technikę rzutu.

Łódzka hala centrum polskiego curlingu

Ile osób w Polsce, a ile w Łodzi uprawia ten sport?

– Jest nas między czterysta a pięćset osób w Polsce. W Łodzi to może trochę mniej niż połowa wszystkich. Tu jest hala z kilkoma torami i są warunki. W innych miastach są pojedyncze tory – w Poznaniu, Toruniu, w Warszawie walczą o lodowisko. W Świdnicy zbudowano tor przy dużym lodowisku poza bandami. Jest też tor i bardzo silny ośrodek w Pawłowicach. Potrafią tam na torze przygotować juniorów do zdobycie mistrzostwa Polski.

Czy dla osób uprawiających curling na najwyższym poziomie jest to zajęcie dodatkowe, czy są w stanie utrzymać się z tego i poświęcić czas tylko na treningi i grę?

– Zdecydowanie jest to zajęcie dodatkowe. W Polsce jest to jeszcze zbyt mało popularna i niszowa dyscyplina. Ten sport uprawia się za własne pieniądze. Szukanie sponsorów jest trudne, ma to związek z tym, że curling był przez długi czas źle zarządzany. Polski Związek Curlingu, który na szczęście już nie funkcjonuje, zaniedbał wiele spraw. Teraz powstała nowa Polska Federacja Klubów Curlingowych. To nadal nie jest związek sportowy, więc wsparcie ministerialne w postaci przepływu środków finansowych, nastąpi zapewne dopiero, kiedy przekształcimy się w taki związek.

W Polsce mamy jedną halę i chcąc coś osiągnąć i zagrać na poziomie mistrzostw Europy, trzeba trenować w Łodzi. To się wiąże z dużymi wyrzeczeniami. W drużynie mistrzów Polski jest człowiek z Gdańska, z Warszawy, jeden z okolic Wałbrzycha i jeden ze Śląska. Jeden z nich przeniósł się na stałe do Łodzi. Pracuje w hali, jest „ice masterem”, czyli osobą, która przygotowuje lód. Pracuje też w barze, zarządza eventami. Cała pozostała trójka dojeżdża tu trenować. Reprezentacja Polski kobiet przyjeżdża tu na zgrupowania, żeby trenować.

Celem medal mistrzostw Polski

W twoim głosie cały czas wyczuwam ogromną pasję. Grasz w curling, propagujesz ten sport, masz też ambicję, by zająć się nim od strony organizacyjnej?

– Tak, to jeden z celów ŁKS Curling Team na ten sezon. Chcemy zbudować mocny klub i postęp już widać. Na początku sezonu mieliśmy osiem osób, teraz jest już 25. Naszym celem na przyszły sezon jest utrzymanie tego poziomu, a może nawet zwiększenie jeszcze tej grupy. Mamy tez cele sportowe – chcemy zdobyć medal mistrzostw Polski w kategorii 50+. W tej kategorii zdobyliśmy już brązowy medal dwa lata temu, jesteśmy coraz bliżej złotego medalu, ale jeszcze nam trochę brakuje.

Przeciwnicy, z którymi walczymy, grają w curling od 20 lat, więc są dużo lepiej przygotowani taktycznie. My gramy od 4-5 lat i nasze doświadczenie jest dużo mniejsze. Całe szczęście możemy trenować dwa razy w tygodniu i szybko się do nich zbliżamy poziomem, ale potrzebujemy jeszcze trochę czasu, by ich dogonić. W curlingu jest tak, że drużyna, która zdobywa mistrzostwo Polski, staje się od razu reprezentacją kraju i jedzie na mistrzostwa świata. Brakuje nam wygrania jeszcze dwóch dodatkowych meczów na mistrzostwach Polski 50+ i będziemy mogli pojechać na mistrzostwa świata.

Twoja rodzina też się tak bardzo wkręciła w ten sport, czy jest po prostu wyrozumiała dla twojego hobby?

– Syn grał przez półtora roku, przestał, bo stwierdził, że jest to dla niego sport zbyt mało kontaktowy. Żona w tym roku awansowała z I ligi do ekstraligi. Gra na tym samym poziomie, czasem gramy w jednej drużynie na różnych turniejach. Można więc powiedzieć, że jest to u nas sport rodzinny i syn też czasem jeszcze przyjdzie z nami pograć. Jesteśmy oboje w to wkręceni, żona wstąpiła niedawno do zarządu Polskiej Federacji Klubów Curlingowych, więc też udziela się od strony organizacyjnej.

Adam Małysz curlingu i telewizja

Oglądacie w telewizji curling? Są wówczas emocje, czy też patrzycie trochę z technicznego i taktycznego punktu widzenia i analizujecie wszystko?

– Oglądamy, pasjonujemy się tym. Oczywiście też analizujemy, ale nie jestem w stanie przeanalizować tego, co grają topowe drużyny. To jest coś, co nie jest opisane w żadnych książkach i zasadach. Robią to jednak tak perfekcyjnie, że ja emocjonuję się każdym zagraniem. Nawet na poziomie amatorskim można patrzeć na te kamienie, analizować, gdzie który może polecieć. Tych kamieni w meczu jest kilkadziesiąt, więc są to powtarzalne emocje. Znając zasady, emocjonuję się tym, jak gracz trzyma kamień, z jaką siłą się wybija, co pokazuje skip – to wszystko ma znaczenie. Każda minuta z dwuipółgodzinnego meczu to emocje. Świadome emocje, bo wiem, jak oceniać poszczególne elementy.

Co można jeszcze zrobić, by curling w Polsce był jeszcze bardziej popularny?

– Są dwie takie rzeczy. Pierwsza z nich, to musimy mieć Adama Małysza curlingu. Będzie o to trudno, bo Adam mógł być jeden, a my musimy mieć drużynę. Są rozgrywki w parach i tu już jest łatwiej, a mamy w Polsce kilka dobrych par. Adela Walczak i Andrzej Augustyniak grają na poziomie europejskim i ocierają się o kwalifikacje olimpijskie. W czwórkach ta droga na igrzyska jest jeszcze daleka, to jeszcze chyba nie jest do wykonania przy tej organizacji. Druga rzecz to relacje na żywo. Mamy jedną halę i ona musi próbować relacjonować to co się dzieje. Telewizja przyciąga uwagę kibiców i sponsorów. Bez niej droga jest dłuższa. Ludzie muszą mieć szansę zobaczenia, że w Polsce gra się w curling, że mamy fajną halę. Wszyscy przychodzący do naszej hali są zdziwieni, że mamy takie miejsce do gry. Można to jednak zobaczyć przychodząc tu osobiście, żadne opowieści nie zastąpią transmisji telewizyjnej.

Oczywiście dzieci i młodzież – z ilości zawsze przechodzi się do jakości. Widzę możliwość budowania klas sportowych, gdzie na WF będzie curling. Szkoły już zaczynają przyjeżdżać, organizujemy duża zajęć dla początkujących. Te osoby trzeba jednak potem zagospodarować, a jeszcze nie mamy skutecznej formuły, która pozwoli im tu zostać. Zawsze powtarzam rodzicom, że jeśli ich dziecko jeszcze niczego nie trenuje, a ma jakieś ambicje, to curling dla dzieci w Łodzi jest idealny, by osiągnąć coś szybko. To sport jeszcze na tyle mało popularny, że po dwóch latach treningów w Łodzi można się zbliżyć do poziomu reprezentacyjnego, a co najmniej podium mistrzostw Polski. Mamy świetnych trenerów, mistrzów Polski, zapewniamy kadrę. Barierą zawsze są czas i finanse. Trzeba kupić sprzęt, wynająć halę na treningu, potem dochodzą turnieje.

Ludzie jednak to robią i my jesteśmy świetnym przykładem, że można. W naszych działaniach propagujących curling zależy nam na wszystkich, ale szczególnie na kobietach. Kobiet w curlingu jest dużo mniej, a jest to sport, w którym panie mogą rywalizować na tym samym poziomie co mężczyźni. W naszej grupie trenują panie w różnym wieku i dużą część z nich fajnie to argumentuje. Mówią, że mają wreszcie coś swojego, coś fajnego, wyjątkowego i tylko dla siebie.

źródło: inf. własna

Bartosz Wencław

Podobne wiadomości

Copyright © 2025 Łódzki Portal Sportowy. Wszystkie prawa zastrzeżone
Wykonanie