Futsal

Marcin Stanisławski: Tak drastycznych zmian jeszcze nie było

Drużyna futsalistów Widzewa Łódź już od trzech sezonów występuję w Futsal Ekstraklasie. W ostatnich dwóch zespołowi udało się awansować do fazy play-off. – W skali sezonu i tego, co wydarzyło się wiosną, na pewno był to sezon bardzo udany – mówi trener Marcin Stanisławski w wywiadzie dla portalu widzewtomy.net. – Mam nadzieję, że z zawodników nieoczywistych będziemy w stanie stworzyć grupę ludzi, która będzie dobrze funkcjonować – dodaje.

Po raz drugi z rzędu Widzew awansował do fazy play-off z ósmej pozycji. Jak ogółem oceniasz miniony sezon?

Marcin Stanisławski:Sportowo był dla nas bardzo udany. Były przecież takie momenty, w których bardzo się bałem, czy uda nam się to dźwignąć i czy jesteśmy w stanie w trakcie sezonu tak zarządzać drużyną, żeby udało nam się zmienić jej oblicze. Były chwile, w których balansowaliśmy na granicy 12-13 miejsca i wtedy w mojej głowie naprawdę się kotłowało. Wyczekiwałem stycznia i patrzyłem, ile jeszcze punktów możemy zdobyć. Myślałem o 13-14 oczkach, a finalnie zdobyliśmy chyba 17. W skali sezonu i tego, co wydarzyło się wiosną, na pewno był to sezon bardzo udany.

Dwie różne rundy

Drużyna ma za sobą dwie odmienne rundy – przeciętną jesień i bardzo dobrą wiosnę. W przerwie zimowej ściągnęliście do klubu Aaro Paapanena, Erica Syllę i Filipa Martona. To było wcześniej zaplanowane działanie, czy raczej próba gaszenia pożaru?

– Z dwoma pierwszymi zawodnikami wiąże się ciekawa historia, ponieważ w swojej drużynie chciałem ich już od początku sezonu. Oni jednak dali mi jasny sygnał, że do grudnia muszą być w rodzimej Finlandii i odbyć służbę wojskową. Było to dla mnie jako szkoleniowca coś nowego i myślę, że niewielu trenerów poszłoby na taki układ, żeby być przez kilka miesięcy na łączach z zawodnikami i na nich czekać. Sytuacja wyglądała u nich tak, że mieli w tygodniu jeden trening, a w weekend grali w klubie niedaleko miejsca odbywania tej służby. Wysyłali do mnie raporty ze spotkań, które tam rozgrywali, a my musieliśmy do zimy zagryźć zęby, co nie było łatwe, bo przecież kontuzjowany był jeszcze Jefferson Ortiz. Na pewno miałem w głowie to, że zimą będziemy lepszym zespołem.

A Filip Marton? Z nim też wiąże się jakaś historia?

– Z Filipem wyglądało to trochę inaczej. Też chciałem go już wcześniej, ale zielone światło dał nam dopiero w listopadzie, twierdząc, że od stycznia mógłby dla nas grać. Jego przyjście zbiegło się też z tym, że nie do końca sprawdzili się u nas Ołeh Nehela i Ivaaldo Gomes. Wiedziałem, że powstanie tutaj luka. Te trzy transfery, które w przełożeniu na futsal są wymienieniem 1/3 zespołu, były świadomym działaniem. Wiedziałem, że w styczniu musimy po prostu zareagować.

Trudno zastąpić tych, którzy odchodzą

Przed wami na pewno duże wyzwanie, bo z drużyny odeszło już siedmiu zawodników.

– Tak drastycznych zmian, jak teraz, jeszcze nie było. Tracimy w moim odczuciu dwa mega mocne filary. Kamila Izbiańskiego, w przypadku którego mogę powiedzieć, że lepszego bramkarza po prostu nie znajdziemy i Kamila Kucharskiego, który był przez wszystkie lata najbardziej wyrazistym zawodnikiem w naszej historii. Najwięcej ludzi kojarzyło Widzew z nim i jego z nami. Dziś mierzymy się z tym nie jak zastąpić Kamila, bo jego się nie da zastąpić, tylko jak nauczyć się funkcjonować bez niego.

Uda wam się wyrównać ten bilans przyjść i odejść? Już w poprzednim sezonie wielokrotnie widać było, że ławka jest za krótka.

– Musimy brać pod uwagę to, że jedne rzeczy chcemy, a inne możemy. W moim telefonie dziś dominuje Messenger i Instagram i tam rozmawiam z zagranicznymi zawodnikami. Szukamy zawodników młodych i najlepiej bez rodziny, bo w przypadku dużej rodziny wiąże się to z dużymi wydatkami socjalnymi na mieszkanie, bilety itd. Chcemy zawodników, którzy jeszcze nie mają szans przebić się w swoim kraju. Właśnie dlatego nagraliśmy kulisy z meczu z Legią, żeby pokazywać takim potencjalnym zawodnikom, jak wygląda mecz i że nie mają do czynienia z zaściankowym klubem.

Niestety, odbijam się pod wieloma względami od piłkarzy, których bym chciał. Nie gramy o najwyższe cele, a jeśli chodzi o płace to może jesteśmy w lidze gdzieś w okolicach trzynastego miejsca. Bardzo cenię sobie Słowaków, bo bardzo dobrze mi się z nimi pracuje. Wokół nich możemy budować kadrę. Kris jest już praktycznie łodzianinem, Filip Marton też zaraz będzie pracował z dziećmi i mam nadzieję, że dojdzie jeszcze trzeci, który mocno zaakcentuje tu swoją obecność (chodzi o zakontraktowanego już Sebastiana Baco, przyp. red.). Nie wiem, czy będzie tyle samo przyjść co odejść. Wiem, że w środowisku po raz kolejny jesteśmy traktowani jak zespół do spadku. Musimy brać zawodników, którzy trochę się odbijają.

Trener żyje nadzieją

Patrząc w przyszłość, towarzyszy ci dziś poczucie nadziei czy niepokoju?

– Określiłbym to jako nadzieję łamaną przez niepokój albo niepokój łamany przez nadzieję. Wydarzenia, które miały miejsce w tamtym sezonie nie mogą mnie uśpić. Nie mogę myśleć, że w razie czego w styczniu zareagujemy, bo tym razem może się to nie udać. Dzisiaj jest niepokój, ale też nadzieja w tym sensie, że wszyscy będą zdrowi i wejdą na fajny poziom. Żyję nadzieją, że to będzie miało miejsce. Mam nadzieję, że z zawodników nieoczywistych będziemy w stanie stworzyć grupę ludzi, która będzie dobrze funkcjonować. Wierzę w siebie i w kibiców, że cały czas będziecie nas wspierać i będziecie wyrozumiali we wszystkich kwestiach, które dziś tutaj sprzedałem. To jest kluczowe w tym wszystkim.

Cały wywiad w serwisie widzewtomy.net

źródło: widzewtomy.net

Bartosz Wencław

Podobne wiadomości

Copyright © 2025 Łódzki Portal Sportowy. Wszystkie prawa zastrzeżone
Wykonanie