Piłka nożna

Jakub Dziółka: Prezentowaliśmy się dobrze, ale brakowało wyniku

Jakub Dziółka objął ŁKS latem ubiegłego roku, po spadku drużyny z PKO BP Ekstraklasy. Pod koniec lutego klub postanowił jednak zwolnić trenera po dwóch pierwszych meczach rundy rewanżowej. – Zrobiliśmy w klubie wiele dobrych rzeczy, chociaż dla kibica nie będą one widoczne, bo wiadomo, że on patrzy na wszystko przez pryzmat wyników – stwierdził były szkoleniowiec łódzkiego zespołu w rozmowie z TVPSPORT.PL.

Brakowało wyników

Został pan zwolniony z ŁKS-u już po dwóch pierwszych meczach w tym roku. Jak odebrał pan tę decyzję władz klubu?

Jakub Dziółka:Wiadomo, że jeśli brakuje zwycięstw, to trener musi być przygotowany na coś takiego. Kluczowa jest dla mnie końcówka ubiegłego roku, gdy zgubiliśmy sporo punktów, które mogą okazać się decydujące w kontekście walki o miejsce w strefie barażowej, a taki miał być cel na ten sezon. Z drugiej strony, wspólnie ze sztabem szkoleniowym podpisaliśmy kontrakty na dwa lata, bo takie było założenie całego projektu. Od listopadowego spotkania ze Zniczem Pruszków straciliśmy płynność w zdobywaniu punktów, a w tamtym starciu byliśmy o krok od zwycięstwa. Późniejsze wyniki doprowadziły do tego, że część ludzi w klubie zaczęła wątpić w ten projekt. Początek nie był łatwy. Przychodziłem do spadkowicza, nie miałem wpływu na wszystkie transfery. Część zawodników dołączała do nas już w trakcie rozgrywek, część odeszła… Zaczęliśmy od tego, by zbudować piłkarzy mentalnie. Po tak trudnym sezonie, jaki miał za sobą zespół, było to duże wyzwanie. Trzeba pamiętać o tym, że ŁKS stracił w Ekstraklasie aż 75 bramek, co musiało odbić się na pewności siebie zawodników. Potrzebowaliśmy czasu w wielu kwestiach, co pokazał również początek rozgrywek, gdy zdobyliśmy tylko punkt w czterech spotkaniach. W wielu meczach pod względem gry prezentowaliśmy się dobrze, ale brakowało wyniku, a to przez jego pryzmat ocenia się pracę szkoleniowców.

Filozofia, które nie jest łatwa

Zaczęliście słabo, ale później przytrafiła wam się seria siedmiu ligowych meczów bez porażki. Kryzys pojawił się na początku listopada, drużyna nie odniosła ligowego zwycięstwa od 26 października. Dlaczego nie potrafiliście przerwać tej złej passy?

– Prawie w każdym meczu statystyki dotyczące strzałów, wejść w pole karne czy stworzonych sytuacji przemawiały na naszą korzyść. Zdawałem sobie jednak sprawę z tego, że moja filozofia gry nie jest łatwa dla każdego piłkarza i mogą pojawić się problemy. To, co zaplanowaliśmy, było procesem, który musiał zająć trochę czasu. Nowi zawodnicy z miesiąca na miesiąc rozwijali się i coraz lepiej dostosowali do naszego pomysłu na grę. Zimą było widać, że ci, którzy są w drużynie od początku współpracy ze mną, pomagają zaadoptować się do naszych wymagań nowym zawodnikom. Co do końcówki rundy jesiennej, to problemem okazała się też liczebność kadry i dostępność piłkarzy. Zimą pożegnaliśmy się z grupą graczy, którzy wchodząc z ławki rezerwowych nie dawali nam takiej jakości, jakiej potrzebowaliśmy. W pewnym momencie część drużyny dopadł wirus, musieliśmy dołączyć do zespołu graczy, którzy występowali w rezerwach. W ostatnim spotkaniu roku z Arką Gdynia kilku piłkarzy zagrało po przyjęciu leków. Gdyby tego nie zrobili, nie bylibyśmy w stanie złożyć solidnej „jedenastki” na to starcie.

Brakowało też doświadczenia

Zastanawiał się pan nad tym, co można było zrobić lepiej?

– Na pewno mogłem zarządzać lepiej pewną grupą piłkarzy, która zazwyczaj wchodziła na boisko w roli zmienników. Było to jednak trudne, bo niełatwo zarządza się ludźmi mającymi świadomość, że za kilka tygodni nie będzie ich już w klubie. Mimo to uważam, że w tym temacie można było zrobić więcej. Być może mógłbym też w pewnych momentach zrezygnować z elementów związanych z moją filozofią gry i poświęcić swój pomysł kosztem wyników. To jednak kłóciłoby się z moim spojrzeniem na futbol. Chciałem, żeby wszyscy w drużynie mieli przekonanie do tego, nad czym codziennie pracujemy.

Pana zespół często tracił gole w ostatnim kwadransie, co przekładało się na brak wygranych. Jak to wytłumaczyć?

– Mój styl gry opiera się na wysokim pressingu, co kosztuje zawodników mnóstwo sił. Obecnie można jednak dokonać pięciu zmian, pod warunkiem, że piłkarze wprowadzeni na boisko z ławki nie obniżą poziomu gry. Z tym mieliśmy kłopoty, nie mogłem pozwolić sobie na roszady, które nie wpłynęłyby negatywnie na wyniki. Można spojrzeć chociażby na wspomniane już starcie ze Zniczem czy kilka innych spotkań, w których po dokonaniu zmian nasza gra ulegała pogorszeniu. Brakowało nam także doświadczenia, by lepiej zarządzać grą w niektórych fragmentach meczów. Jestem przekonany, że w drugiej części sezonu wyglądałoby to lepiej, bo zimą przeprowadziliśmy wartościowe transfery.

Żałuje dziś pan tego, że podjął się pracy w ŁKS-ie?

– Nie. Zrobiliśmy w klubie wiele dobrych rzeczy, chociaż dla kibica nie będą one widoczne. Wiadomo, że on patrzy na wszystko przez pryzmat wyników. Żałuję tego, że nie wygraliśmy spotkania z Górnikiem, bo byliśmy tego blisko. Gdyby się udało, dziś dalej prowadziłbym ŁKS. Dostałem od władz klubu wiele narzędzi i swobodę w działaniach, jednak jak się okazało, czasu na nie było wystarczająco dużo.

Cały wywiad Macieja Rafalskiego w serwisie TVPSPORT.PL

źródło: sport.tvp.pl

Bartosz Wencław

Podobne wiadomości

Copyright © 2025 Łódzki Portal Sportowy. Wszystkie prawa zastrzeżone
Wykonanie