Robert Dobrzycki: Chcę pogodzić miłość z racjonalnością
– Nie chcę działać tylko emocjonalnie. Klub to też biznes. Może bardziej emocjonalny, mniej przewidywalny, ale chcę nim zarządzać jak biznesem. Choć ze świadomością, że jest inny. Chcę pogodzić miłość z racjonalnością – mówi Robert Dobrzycki, nowy większościowy udziałowiec Widzewa Łódź, w wywiadzie dla serwisu onet.pl.
Co sprawiło, że zdecydował się pan na inwestycję w klub piłkarski i dlaczego padło na Widzew?
Robert Dobrzycki (prezes firmy Panattoni, właściciel Widzewa Łódź): – Pierwszy mecz Widzewa oglądałem jako siedmiolatek w 1982 r. i od tego momentu mu kibicowałem, niezależnie od tego, gdzie był. Sprawdzałem drugą, trzecią, czwartą ligę. Od jakiegoś czasu jestem sponsorem klubu, jestem też w radzie nadzorczej. Zaczęliśmy od drużyn młodzieżowych, później przeszliśmy na sponsora strategicznego. Przyglądałem się bliżej temu, jak klub funkcjonuje. Widziałem wiele dobrego, co zostało zrobione przez ostatnie cztery lata. Jak klub wszedł do Ekstraklasy, jak się rozwija, jeżeli chodzi o finanse, jak jest zarządzany. Doszedłem do wniosku – biorąc pod uwagę biznes i do czego udało mi się dojść – że być może to jest ten moment, kiedy powinienem się zaangażować i pomóc Widzewowi.
Kiedy siadał pan do stołu negocjacyjnego z poprzednim właścicielem, Tomaszem Stamirowskim, na początku była mowa o zakupie przez pana 25 proc. akcji Widzewa. Skończyło się na 76 proc. Uznał pan, że przy tych 25 proc. będzie pan wydawał pieniądze, ale nie będzie miał dużego wpływu na klub?
– W tamtym momencie, to był czwarty kwartał zeszłego roku, te 25 proc. wyglądało jako dobra strategia, żeby od tego zacząć. W trakcie negocjacji, kiedy widziałem bliżej klub, doszedłem do wniosku, że lepsze dla mnie i klubu będzie zaangażowanie się w taki sposób, by mieć też wpływ. Wpływ na finanse w przyszłości, czyli przyszłe dokapitalizowanie, pomoc Widzewowi. Chciałem zrobić następny krok. 25 proc. to pomoc doraźna, a ja chciałem zaangażować się długoterminowo. 76 proc. pozwala mi decydować, wziąć odpowiedzialność za to, co dzieje się w klubie. W przyszłości potencjalnie mogę podnosić kapitał. O to mi też chodziło, że jeżeli uznam to za stosowne, mogę to zrobić.
Biorąc pod uwagę uczucie do Widzewa, to ta decyzja jest bardziej emocjonalna czy strategiczna jako inwestycja?
– Na pewno jest emocjonalna, ale też racjonalna ze względu na to, że widziałem, jak klub jest zarządzany. Doszedłem do wniosku, że to jest emocjonalne miejsce i racjonalne. To się splotło w czasie. Nie chcę działać tylko emocjonalnie. Klub to też biznes. Może bardziej emocjonalny, mniej przewidywalny, ale chcę nim zarządzać jak biznesem. Choć ze świadomością, że jest inny. Chcę pogodzić miłość z racjonalnością.
Jak pan dzisiaj patrzy na Widzew, to jaki dział pracuje najlepiej, a który wymaga wzmocnień?
– Na pewno do niedawna dział sportowy był do poprawy. Istniało tam sporo konfliktów, co było widać gołym okiem. Wszyscy w Polsce to widzieli. Mam nadzieję, że w Widzewie też. To się naprawia. To proces, który w ostatnich tygodniach szybko ulega poprawie. Najważniejsze dla Widzewa w tym sezonie było utrzymanie. Poprawa sportu była kluczowa i to jest widoczne. Co do innych elementów, to wiele jest do poprawy. Będziemy poprawiać w trakcie dalszego zaangażowania, kiedy będziemy więcej rozumieć, ale ten sport był widoczny. Trochę kulał, ale zaczyna lepiej funkcjonować. Jest decyzyjność, odpowiedzialność. Mamy kogoś odpowiedzialnego za sport, widać, że nie boi się podejmować decyzji.
Wie pan, jaką kwotę przeznaczy latem na transfery?
– Jakąś mam przeznaczoną, ale zobaczymy, jak to będzie wyglądało, jaki progres zrobimy. Jeżeli wydamy mniej, to lepiej. A jeżeli wydamy więcej? No to wydamy.
Chcecie się oprzeć na Polakach, czy narodowość nie ma znaczenia? Będziecie szukać na rynku wewnętrznym, czy poza Polską?
– Na pewno polski paszport to element pozytywny. Ten sam język, miejsce, przywiązanie do kraju. Jest wiele plusów. Polska liga jest plusem, bo zapewnia znajomość lokalnych realiów. Ale przede wszystkim będzie się liczyć jakość piłkarska.
Mieliście już rozmowę z dyrektorem sportowym o rozwoju i wizji przyszłości Widzewa?
– Są rozmowy i przemyślenia. Na razie przede wszystkim chodziło o utrzymanie i wygląda na to, że powoli jesteśmy w dobrym miejscu. Rozmawialiśmy też o letnim oknie i chcemy je dobrze spożytkować. Obserwujemy też naszych zawodników. Mają teraz czas, żeby pokazać swoją wartość. Nie da się wszystkich wymienić. Chcemy mieć drużynę budowaną na zawodnikach jakościowych, których już mamy, albo takich, którzy wykazują się dużym zaangażowaniem i chcą być w Widzewie w przyszłości.
Dał pan sobie czas na awans do Widzewa do pucharów? Trzy lata, pięć?
– Na pewno jesteśmy ambitni i to jest nasz cel. Trudno mi powiedzieć kiedy. Są różne medialne zapowiedzi, ale ja nie powiem, że to się wydarzy za dwa, pięć lub siedem lat.
Widzew w ciągu kilku lat chce walczyć o mistrzostwo Polski?
– Jeżeli będziemy pracować systematycznie, wszyscy w klubie będą grali do jednej samej bramki, to możliwe. Ale też nie chcę tego obiecywać. Na pewno mogę obiecać, że tak jak w moim biznesie, każdego dnia, miesiąca, kwartału, roku chcemy być lepsi, chcemy się poprawiać. Jeżeli widzimy coś do poprawy – poprawiamy. Ja całe życie to wyznaję. Być może powinienem mniej pracować, ale chcę to robić i być aktywny. Czy będziemy na czwartym, trzecim miejscu czy nawet mistrzem Polski, to ważne, żeby się nie zatrzymywać, tylko chcieć iść dalej. W moim biznesie być może też powinienem powiedzieć, że już wystarczy tych krajów, które mam otwarte, ale dalej chcemy się rozwijać.
Gdzie pan widzi Widzew za kilka lat?
– Chciałbym, żeby Widzew wrócił do polskiej czołówki i był wśród klubów rozpoznawalnych międzynarodowo. Żeby kiedy ktoś mówi o klubach z Polski, to wymieniał też Widzew. W latach 80. i 90. cała Europa wiedziała, że w Polsce jest Widzew. W tej chwili pewnie jest pod tym względem troszkę gorzej. Widzew ma ciekawą historię. To klub, który zawsze cieszył się w Polsce popularnością. Oczywiście są regiony, gdzie cieszy się mniejszą, ale emocje generuje wszędzie.
Jakich piłkarzy będziecie szukać? Takich z potencjałem sprzedażowym, czyli w wieku 20-24 lata, żeby coś dali, ale w przyszłości na nich zarobić?
– Uważam, że tak samo jak z polskim paszportem – to jest plus. Ale przede wszystkim jakość piłkarska. Na następny sezon, pół sezonu. Jeżeli przy okazji będzie potencjał sprzedażowy, to świetnie.
Cały wywiad Łukasz Olkowicz i Radosława Majdana w serwisie onet.pl
źródło: onet.pl