Piłka nożna

Zeljko Sopić o wzmocnieniach Widzewa i przyszłym sezonie

– Powinniśmy wzmocnić skład i – co dla mnie jest najważniejsze – grać atrakcyjny futbol. Tym przyciągniemy kibiców na stadiony. Jeśli ktoś mi mówi, że fanów przyciągają jedynie dobre wyniki, ja się z tym nie zgadzam – mówi trener Widzewa Łódź, Zeljko Sopić, w wywiadzie dla serwisu goal.pl.

Widzew na pewno po sezonie dokona kilku transferów. Jak znaleźć w tym balans, by budowa nowej drużyny nie kosztowała zbyt wiele czasu?

Zeljko Sopić: To bardzo trudne zagadnienie. Jeśli transferów jest za dużo, nie jest łatwo od razu wejść na właściwy pomysł. To raczej nie uda się w ciągu jednego miesiąca. Dlatego jedną z najważniejszych rzeczy przy sprowadzaniu nowych zawodników, jest dla mnie ich charakter. Czasem zdarza się, że drużyna więcej zyska przy piłkarzu, który ma jakieś braki w umiejętnościach, ale ma silniejszy charakter od kogoś w teorii lepszego od siebie. Druga rzecz – wolałbym uniknąć transferów zawodników, którzy w przeszłości mieli problemy z kontuzjami.

Tak, mam kilku zawodników w notatniku, przekazałem nazwiska dyrektorowi sportowemu. Natomiast to nie jest takie proste, żeby spełniać zachcianki. Nie jesteśmy jedynym klubem na świecie, który chce dokonywać transferów. Działamy w określonym budżecie. Jest bardzo daleka droga od momentu wpadnięcia piłkarza w oko do podpisania kontraktu – na dziś nie wiem, czy dany zawodnik będzie chciał do nas przyjść, czy będzie chciał grać za określone pieniądze. To wszystko odbywa się w procesie negocjacyjnym, w którym jak trener już nie uczestniczę. I na dziś nie wiem, kogo sprowadzimy do klubu – włącznie z tym, czy będzie wśród nich jakiś Chorwat, czy nie.Na koniec muszę zaakceptować finalne decyzje dyrektora sportowego. Mogę pana zapewnić, że moje ego nigdy nie będzie odgrywać tutaj roli. Przy decyzji o składzie, zawsze będę się kierował tym, co jest najlepsze dla Widzewa.

Żadnych nazwisk mi pan nie poda, ale zapadły już jakieś decyzje w sprawie kształtu kadry na kolejny sezon?

Dosłownie wczoraj miałem spotkanie z dyrektorem sportowym. Nazwałbym je układaniem strategii pod przyszłość. Rozważaniem nad tym, co jest możliwe i co nie jest. Tyle na razie mogę powiedzieć.

Wcześniej mówił pan, że aby Widzew był za rok w czołówce, musi wzmocnić skład. Było to widać choćby w ostatnim meczu z Koroną Kielce…

– Powiem panu szczerze – obie drużyny nie grały nic szczególnego. Nie jestem trenerem, który będzie kolorował rzeczywistość, nie będę szukał wymówek, choć nie ma w tym nic dziwnego, że jeśli jesteś zespołem ze środka tabeli i nie możesz skorzystać z kilku podstawowych zawodników, to posyłasz do gry zupełnie inną drużynę. Zagraliśmy bez czwórki piłkarzy, którzy grali we wcześniejszych meczach, do tego w czasie gry wypadł Krajewski. Natomiast po wszystkim pogratulowałem Koronie Kielce. Oceniając ten mecz z piłkarskiej strony – graliśmy źle. Można mówić, że gdybyśmy mieli odrobinę więcej szczęścia, może wynik byłby inny, ale na ogólny odbiór meczu by to nie wpłynęło. Był on gówniany. Z obu stron. Gdybym oglądał go z trybun jako neutralny widz, który nie wspiera ani Widzewa, ani Korony, nie czułbym satysfakcji ze sposobu, w jaki spędzam popołudnie.

Ma pan już listę zawodników, których pożegna po sezonie?

– Jeszcze na to za wcześnie. Przed nami sześć meczów, za mną dopiero trzy. Byłoby niezbyt mądre, gdybym w takich okolicznościach już, na szybko, podejmował takie strategiczne decyzje. Dopiero po kolejnych tygodniach będę miał pełny obraz tego, jaką rolę ktoś może odegrać w naszym projekcie. Natomiast na pewno czeka nas kilka pożegnań, bo przecież jeśli pozyskamy przykładowo pięciu nowych zawodników, nie będziemy trenować w trzydziestu.

Czy trener zdaje sobie sprawę, albo domyśla się jaka presja może pojawić się w następnym sezonie ze strony kibiców po przejęciu klubu przez Roberta Dobrzyckiego?

– Presja… kiedy pracujesz w piłce zawsze jest presja. Nie mam z nią problemu, natomiast nie można sprowadzać całej dyskusji o sukcesach do grubości portfela właściciela. Gdyby tak było, Chelsea po przejęciu przez Abramowicza miałaby na koncie 20 kolejnych mistrzostw Anglii. Właściciel Manchesteru United wydał ostatnio na transfery kilkaset milionów, a przełożyło się to na dół tabeli. Wolę składać inne deklaracje – na każdy trening, do każdego meczu, wychodzić będziemy z nastawieniem, żeby być lepszym niż do tej pory. Kiedy wiążesz się z takim klubem, jak Widzew, nie ma innego wyjścia. A jeśli będziesz pracować najmocniej, jak potrafisz, przyniesie to efekty.

Czy nie odejdzie pan do Dinama Zagrzeb, gdyby przyszło z propozycją po obecnym sezonie?

– Przede wszystkim – mam kontrakt w Widzewie. Ale abstrahując od tego, to bardzo trudne pytanie. Urodziłem się w tym mieście i jestem kibicem tego klubu. Gdy ludzie pytają mnie o Dinamo, nie jestem w stanie wydusić z siebie jakichś jednoznacznych deklaracji. To klub będący w moim sercu. Moje serce jest niebieskie. Gdybym powiedział coś innego, to bym skłamał. Dziś mogę powiedzieć jedno: nikt do mnie z Dinama nie zadzwonił. Gdyby to zrobił, nie wiem, co bym odpowiedział. Natomiast bez sensu dziś się nad tym, bo byłoby to myślenie o czymś kompletnie wirtualnym. Równie dobrze można by się zastanawiać, co bym zrobił, gdyby zadzwonił Real Madryt.

W mediach jednak był pan łączony z Dinamem.

– Wie pan na jakiej zasadzie? To nie jest żaden nius typu: Dinamo rozważa zatrudnienie Željko Sopicia, tylko wirtualno-medialne przymiarki do klubu. Została zrobiona ankieta, z której wynikało, że jakiś procent kibiców widziałoby mnie na tym stanowisku. Gazeta zrobiła wokół tego artykuł, który później zaczął być cytowany w polskich mediach i żył własnym życiem. Tylko, że to nie wykracza poza plotki. W świecie piłki codziennie one powstają. Gdybyśmy mieli mówić o konkretach, nie miałem żadnego telefonu z Dinama.

Cały wywiad Przemysława Langiera w serwisie goal.pl

źródło: goal.pl

Bartosz Wencław

Podobne wiadomości

Copyright © 2025 Łódzki Portal Sportowy. Wszystkie prawa zastrzeżone
Wykonanie