Kulisy zmiany trenera w łódzkim Orle
Janusz Ślączka od kilku dni nie jest już trenerem H. Skrzydlewska Orła Łódź. W programie „Kolegium Żużlowe” Jan Konikiewicz, dyrektor zarządzający klubu, wyjaśnił sporo kwestii dotyczących zwolnienia szkoleniowca. – Mogę tylko przeprosić całe środowisko, bo wstyd – powiedział wprost.
Brak komunikacji, Jąder na polewaczce, Ślączka nie reagował
Janusz Ślączka rozstał się z H.Skrzydlewska Orła Łódź niedługo po porażce tego zespołu z Texom Stalą Rzeszów (40:50). Wówczas sporo mówiło się o łódzkim torze, który w trakcie zawodów sprawiał zawodnikom sporo problemów. Trener Ślączka w rozmowie z Canal+ Sport podczas spotkania podkreślał, że wlano w niego za dużo wody.
Szybko okazało się, że w polewaczce siedział Maciej Jąder, który został… nowym pierwszym trenerem H. Skrzydlewska Orła, co potwierdził dyrektor łódzkiego klubu. Niektórzy mogą zatem mówić o sabotażu, ale Jan Konikiewicz widzi sprawę inaczej. – To Janusz Ślączka miał decydujący głos przy przygotowaniu toru i mógł powiedzieć w każdej chwili, by przestano lać wodę, a taki sygnał się nie pojawił – powiedział Konikiewicz.
Jan Konikiewicz przyznaje natomiast, że zwolnienie Ślączki nie jest pokłosiem wydarzeń z meczu domowego przeciwko Stali. – Gdyby wszystko szło w dobrą stronę, to takiej decyzji by nie było. Od co najmniej trzech tygodni jasno określaliśmy, co musi ulec zmianie. Dla mnie menedżer żużlowy to osoba, która dba o poprawną komunikację, dobrą atmosferę, musi dbać o spokój zawodników, kontakt z mediami. Musi też dbać o to, by żużlowcom pasował tor – podkreślił dyrektor Orła w programie „Kolegium Żużlowe” na antenie Canal+ Sport.
Problemy z torem były już wcześniej
Po chwili Konikiewicz kontynuował ważny dla niego wątek. – Musi być podjęta chociaż minimalna próba komunikacji z zagranicznymi zawodnikami zwłaszcza jeśli mamy taką sytuację, kiedy jeden z nich zaczyna profesjonalną karierę i jest elementem rotacji składu. W momencie kiedy zapadają jakieś decyzje, to trzeba brać za nie pełną odpowiedzialność – dodał.
Dyrektor zarządzający H. Skrzydlewska Orła Łódź zasugerował, że dochodziło do wielu nieporozumień w drużynie. Przykładem jest to, co działo się przed starciem wyjazdowym z Cellfast Wilkami Krosno, gdzie Orzeł niespodziewanie zwyciężył. Konikiewicz wraz z Maciejem Jąderem (wówczas drugim trenerem) nalegali, by zorganizować trening na długim owalu, a Ślączka chciał, by zawodnicy przyjechali do Łodzi. Ostatecznie żużlowcy H. Skrzydlewska Orła mieli możliwość pokręcenia treningowych kółek na obiekcie w Lublinie. Dzień później odnieśli zwycięstwo w Krośnie.
Konikiewicz zdradził też kulisy tego, co działo się przed rywalizacją z Fogo Unią Leszno na Moto Arenie. W tym spotkaniu łodzianie zaprezentowali się z dobrej strony, przegrywając 41:49 z liderem Metalkas 2. Ekstraligi. – Na treningu były ogromne problemy, kartoflisko, musieliśmy zamówić dodatkowe usługi podczas tych próbnych jazd na oczach zawodników, co było kompromitacją. Wówczas powiedzieliśmy pierwszemu trenerowi i toromistrzowi, że są odsunięci od przygotowania nawierzchni na mecz z Fogo Unią Leszno – przyznał.
Anonimowa ankieta, zmiana trenera przyjęta entuzjastycznie
W „Kolegium Żużlowym” wrócono również do pojedynku z Texom Stalą. – Toromistrz jest odpowiedzialny za to, żeby wszystko przeprowadzić. Dzień przed meczem Andreas Lyager zwolnił się z meczu w Danii, by potrenować w Łodzi. Zresztą pojawili się u nas wszyscy zawodnicy, a dzień później o godzinie 14 tor był regulaminowy, ale znacząco odbiegał od tego, co było wcześniej. Ta sytuacja się powtórzyła po raz n-ty – ocenił Konikiewicz.
Niedługo przed rywalizacją ze Stalą miało dojść do ważnego spotkania najważniejszych osób w Orle, lecz Ślączka i toromistrz się na nim nie pojawili. Już wtedy Konikiewicz podejrzewał, że z tor będzie sprawiał kłopoty zawodnikom. – Mogę tylko przeprosić całe środowisko, bo wstyd – powiedział wprost.
Nowym pierwszym trenerem zespołu został Maciej Jąder. W sztabie szkoleniowym pojawił się również Hans Andersen. – Decyzje zostały przyjęte z dużym entuzjazmem. Kilka tygodni temu zorganizowaliśmy anonimową ankietę, gdzie zawodnicy dali żółtą kartkę sztabowi szkoleniowemu. Niektórzy wzięli sobie to do serca i współpraca zaczęła wyglądać dużo lepiej, a inni woleli się odizolować oraz robić rzeczy, które w klubie sportowym nie mogą być akceptowane – zakończył Konikiewicz.
źródło: sportowefakty.pl