Unihokej

[WYWIAD TYGODNIA] Kacper Tyczkowski: Rywalizacja mnie napędza

– Każdy zawodnik musi umieć zagrać na każdej pozycji. Dynamika gry jest duża, atakujesz, a za chwilę trzeba bronić – mówi nam w wywiadzie tygodnia zawodnik drużyny unihokeja AZS PŁ Cochise Łódź, która właśnie po wygranym barażu utrzymała się w ekstraklasie. Unihokej, który jest niezwykle dynamiczną grą, wciąż ma problemy z przebiciem się w Polsce. – Pamiętam swój najlepszy mecz, w którym strzeliliśmy w końcówce trzy bramki w ciągu dwóch minut. To pokazuje, jak wszystko może się szybko zmienić. Uważam, że jest to fajny sport do oglądania – twierdzi nasz rozmówca, który zajmuje się również…. fotografią sportową.

Nie jesteś z Łodzi, jak znalazłeś się w naszym mieście?

Kacper Tyczkowski: – To prawda, nie jestem stąd, pochodzę z Suwałk. Gram w unihokeja już 18 lat, w Suwałkach mój klub się rozpadł, a ja chciałem kontynuować grę i szukałem nowego klubu. To było jakoś na przełomie gimnazjum i liceum. Znałem Rafała Fijałkowskiego, który grał w Łodzi w unihokeja, prowadził tu treningi, ale też sędziował. Udało nam się porozumieć, na początku przyjeżdżałem tu tylko na mecze, trenując w Suwałkach. Po trzech latach połączyłem już studiowanie w Łodzi i grę tutaj. Łódź jest w jakimś stopniu moim rodzinnym miastem, bo stąd pochodzi mój tata.

Jak odbierasz Łódź, jako osoba, która wychowała się poza tym miastem?

– Mnie się żyje tu dobrze. Na początku był trochę przeskok, bo jednak wielkość miasta jest zupełnie inna… i bez rodziny. Aktualnie mieszkam z dziewczyną na obrzeżach Łodzi, nie narzekam, mam auto, którym mogę wszędzie dojechać. Może nie jest to najpiękniejsze miasto, ale lubię je.

Co jest takiego w unihokeju, że dla gry zdecydowałeś się zmienić miejsce zamieszkania?

– To trudne pytanie. Często słyszę, czy nie pora już skończyć, z różnych stron słyszę czasem, czy to już nie pora przerzucić się na coś innego. Zaczynałem od piłki nożnej, ale to było raptem kilka treningów. Potem były zapasy, które trenowałem ponad pół roku. Gdy pojawił się unihokej, to szybko stał się czymś w rodzaju uzależnienia. Nie wiem, co jest w nim takiego…. Ja potrzebuję cały czas adrenaliny i rywalizacji, jestem w tym już tyle lat i nie potrafię zrezygnować.

Spotykasz się czasem z opiniami, że unihokej to raczej sport szkolny, dla dzieci, a nie poważna dyscyplina?

– Nie, takich opinii nie słyszę, ale często dostaję pytania „po co?”. Częściej słyszę, że może w tym wieku lepiej skupić się bardziej na karierze zawodowej, rodzinie, ale ja uważam, że wszystko można ze sobą połączyć. Z gry w unihokeja nie można się utrzymać i myślę, że prędko w Polsce nie będzie takiej sytuacji. W Skandynawii, w Czechach, Szwajcarii są jakieś pieniądze z tego, chociaż nie jestem przekonany, czy gracze nie muszą czegoś robić poza tym. W Polsce jest to sport amatorski, czyli to my dokładamy, a nie w drugą stronę. Pojawiają się sponsorzy, którzy zmniejszają koszty, ale nie jest to jeszcze wymarzony poziom. Oczywiście, jeśli jakiś potencjalny partner czy sponsor przeczyta ten wywiad i zechce nam pomóc to zapraszamy do kontaktu. 

Unihokej ma chyba potencjał do tego, by stać się sportem masowym, bo dość łatwo grać w szkołach. Będzie chyba mu trudno jednak stać się sportem profesjonalnym w Polsce – zgodzisz się z taką tezą?

– Zgadzam się, tak naprawdę większość z nas grało w unihokeja. Często jest tak, że unihokej rozwija się w mniejszych miejscowościach, z których ludzie wyjeżdżają do dużych miast, gdzie nie ma klubu i rezygnują z gry. Każdy z nas słyszał o unihokeju, grał na WF-ie, chociaż to też jest odrębny temat. Uważam, że na lekcjach w szkole bardziej się to kojarzy z polowaniem na piszczele rywali. Dlatego rozdzielałbym unihokej szkolny od tego prawidłowego. W szkole nie ma nauki techniki, bardziej jest to na zasadzie rzucenia piłeczki i gry. Nauczyciele niestety nie mają dużej wiedzy na temat tej dyscypliny i jest to trochę traktowane tak po macoszemu.

Ile razy w tygodniu trenujecie grając na poziomie ekstraligi?

– Jako seniorzy trenujemy trzy razy w tygodniu po półtorej godziny, przygotowując się do baraży mieliśmy dodatkowo jeszcze do zrobienia jeden trening biegowy. Od tego miesiąca wróciłem też do trenowania dzieci. Chłopcy z rocznika 2015 i młodsi, których prowadzę, trenują dwa razy w tygodniu. Także unihokej zajmuje „trochę” miejsca w moim tygodniowym kalendarzu. 

Jest problem z chętnymi dziećmi do gry w unihokeja i treningów?

– Jest problem, problemem jest też dostęp do hali. Treningi muszą się odbywać o wczesnych porach, rodzice często mają problem, by dowieźć dzieci na trening.

Jak bardzo rozbudowane są rozgrywki młodzieżowe unihokeja w Polsce?

– Dzieci w wieku do 11 lat mają jeden turniej zorganizowany przez Polski Związek Unihokeja. To są Moje Małe Mistrzostwa Polski, które są zawsze w czerwcu organizowane w Łochowie pod Warszawą. Młodzicy, czyli dzieci do szóstej klasy szkoły podstawowej mają rozgrywki organizowane rozgrywki przez okręgowe związku, najlepsi przechodzą do ogólnopolskich półfinałów i finału, w którym jest teraz 12 zespołów. Juniorzy młodsi mają rozgrywki kwalifikacyjne, potem ćwierćfinały, albo w zależności od sezonu od razu półfinały i finał. Juniorzy do lat 19 i seniorzy mają ogólnopolską ligę. Warto jednak podkreślić, że systemy rozgrywek są dość mocno uzależnione co roku od ilości zgłoszonych drużyn. Polski Związek Unihokeja staje co roku przed sporym wyzwaniem.

Jak wygląda pozycja reprezentacji Polski w Europie i na świecie?

– W unihokeju nie ma mistrzostw Europy, są tylko mistrzostwa świata. Wynika to z tego, że zespołów spoza Europy choć ciągle przybywa, to wciąż jest ich stosunkowo niewiele i trzeba szczerze powiedzieć, że nie stanowią unihokejowych potęg. Wyniki ME i MŚ nie różniły by się pewnie za bardzo od siebie. Polska jeśli chodzi o reprezentację kobiet wygląda całkiem nieźle. Juniorki miały chyba dwa razy czwarte miejsce na mistrzostwach świata, seniorki kilkukrotnie był na piątym miejscu. U mężczyzn wygląda to trochę słabiej, reprezentacja na ostatnich trzech imprezach była kolejno 11, 11 i 12. Marzeniem jest wejście do TOP 8. 

Oglądasz czasem mecze unihokeja w telewizji lub Internecie?

– Eliminacje i same mistrzostwa świata seniorów były transmitowane na stronie TVP – były tam wszystkie mecze polskiego zespołu. Na pewno jest to widowiskowe, pada dużo bramek, w przeciwieństwie do piłki nożnej, gdzie czasami na bramkę trzeba długo czekać. Pamiętam swój najlepszy mecz, w którym strzeliliśmy w końcówce trzy bramki w ciągu niespełna 2 minut, a nie jest to na pewno rekord. To pokazuje, jak wszystko może się szybko zmienić. Uważam, że jest to fajny sport do oglądania.

Widzowie pewnie mają problem, by nadążyć za piłeczką…

– To kwestia wprawy. Moja mama na początku miała podobnie. Mówiła, że nie widzi, gdzie jest piłeczka, a teraz ponoć nawet oglądając transmisje w Internecie radzi sobie.

Osiem zespołów w ekstraklasie – jest to ograniczona liczba zawodników. Znacie się dobrze wszyscy?

– Znamy się, relacje są pozytywne. Podobnie jak w relacjach międzyludzkich, jednych się bardziej lubi, innych mniej. Na poziomie seniorskim grając kilka, lub kilkanaście lat w tym gronie, zna się już raczej wszystkich.

Ilu zawodników powinna liczyć kadra drużyny ekstraligi unihokeja?

– Marzeniem jest 30 osób. Do protokołu można wpisać 20 osób, ale zawsze przydaje się rywalizacja i możliwość rotacji. To co ważne, do drużyny seniorskiej możemy zgłosić chłopaka, który skończył 15 lat. Więc często łapią się do składu chłopcy, którzy grają jeszcze w zespołach juniorskich. Najstarsi zawodnicy mają około 35 lat.

W unihokeju jest sporo zmian ze względu na intensywność. Są też formacji obrony i ataku, jest specjalizacja zawodników?

– Każdy zawodnik musi umieć zagrać na każdej pozycji. Dynamika gry jest duża, atakujesz, a za chwilę trzeba bronić. Oczywiście są obrońcy, standardowo gramy formacją 2-1-2, czyli dwóch obrońców, środkowy i dwóch napastników.

Jak drogi jest sprzęt dla bramkarza? Jak mu strzelić bramkę, skoro swoim sprzętem potrafi zasłonić 75 procent całej, niewielkiej przecież, bramki?

– Są to mniejsze koszty niż wyposażenia bramkarza w hokeju na lodzie, myślę, że wszystko kosztuje do 1500 zł.Ja akurat bramki strzelam rzadko, więc nie wiem czy jestem odpowiednim adresatem pytania. Ale tak w pełni na poważnie to jako zawodnicy znamy miejsca, w których bramkarzowi broni się trudniej. Pod pachową, nad nogą, a ja sam lubię, gdy się przesuwa grę z jednej strony na drugą, wtedy można strzelać praktycznie do pustej bramki. Dodatkowo jeśli zasłoni się bramkarzowi pole widzenia, to często jest on bez szans. Widziałem w Internecie, że w ostatnim czasie Finowie mierzyli szybkość piłki z jaką leciała po strzale i te wartości dochodziły nawet do 200 km/h.

Jakie są najczęstsze kontuzje w unihokeju? Czy przy tych szybkich zwrotach wytrzymują więzadła?

– Sporo kontuzji to problemy z kolanami. U nas w klubie w tym sezonie mieliśmy dwa przypadki kontuzji więzadeł. . Zdarzają również różnego rodzaju naderwania mięśni, naciągnięcia, ale już raczej mniej poważne sprawy. Kiedyś jednak czytałem o badaniach, z których wynika, że porównując unihokej do innych dyscyplin, to tu statystycznie jest niewiele kontuzji. Samo bieganie po twardej nawierzchni może sprawiać problemy. Docelowo chcielibyśmy wszyscy grać na gerflorze, tak się gra na mistrzostwach świata. Rzeczywistość jednak sprawia, że gramy na różnych nawierzchniach.

Oprócz unihokeja zajmujesz się fotografią, również sportową. Trudno jest fotografować sport?

– To zależy jaką dyscyplinę. Do piłki nożnej trzeba mieć dłuższy obiektyw. Trudno mi się pstrykało piłkę ręczną, szczególnie na początku, kiedy nie wiedziałem, jak się ustawić. To dynamiczny sport, trzeba najpierw trochę popatrzeć, poszukać dobrych perspektyw i potem już można szaleć.

Skąd zainteresowanie fotografią w twoim przypadku?

– Po zakończeniu studiów zacząłem pracę w Urzędzie Wojewódzkim w Łodzi w Oddziale Prasowym. I moim obowiązkiem było robienie fotorelacji wydarzeń. W urzędzie już nie pracuję, ale zakupiłem sprzęt i fotografia ze mną została. Do sportu mi jest najbliżej, lubię oglądać sport, różne dyscypliny i łączę jedno z drugim. Fotografuję też inne wydarzenia, powoli się rozkręcam, rozwijam się.

Jest satysfakcja po szczególnie udanym zdjęciu? Co powinny oddawać fotografie sportowe?

Oczywiście. Lubiłem pracę w urzędzie, bo mogłem się tam też rozwinąć artystycznie i mogłem pokazać swoje niestandardowe podejście. Zdjęcia sportowe powinny pokazywać przede wszystkim emocje. Lubię też wąskie kadry potrzebne do social mediów, gdzie emocje są skumulowane.

Kiedyś przestaniesz grać, w twoich planach jest pozostanie przy sporcie, czy jeszcze o tym nie myślisz?

– Myślę i nie myślę. Mamy tu w Łodzi takie grono, które o rezygnacji myśli co sezon, ale jak przychodzą przygotowania, to oczywiście wracamy.  Nie ukrywam, że ja stoję na ich czele, bo mam takie dylematy co roku. Czasami myśli o rezygnacji przychodzą w trakcie sezonu. Jeśli już będę musiał skończyć z grą, to na pewno zostanę przy sporcie. Czuję satysfakcję z pracy z dzieciakami i chociażby w tej roli będę mógł zostać.

Z czego wynikają te myśli o rezygnacji? Jak sobie wtedy z nimi radzisz?

– Wynikają z mojej psychiki. Jak mi nie idzie, to wpadam w dołek. Ambicja nie pozwala mi zadowolić się przeciętnością, chcę być najlepszy. Teraz już wiem, że gdy przychodzi zwątpienie, trzeba przyjść na kolejny trening, a potem już jest nowy mecz, inna historia. Potrzebuję rywalizacji, siłownia mi tego nie da, rywalizacja mnie napędza.

źródło: inf. własna

Bartosz Wencław

Podobne wiadomości

Copyright © 2025 Łódzki Portal Sportowy. Wszystkie prawa zastrzeżone
Wykonanie