Pozostałe dyscypliny

Kamil Majchrzak: Chciałbym wrócić do marzeń i celów z końca 2022 roku

Kamil Majchrzak wrócił do setki rankingu ATP. To dla niego duży sukces, bowiem po wykryciu w organizmie zakazanej substancji wiele musiał budować od nowa. Dziś ma ambitne cele. Mimo to towarzyszy mu lęk. – Przed tą sprawą nawet nie sprawdzałem wyników w bazie, bo wiedziałem, że nie mam się czego obawiać. Teraz jest jednak inaczej. Żyję od testu do testu – mówi w wywiadzie dla portalu TVPSPORT.PL.

Wróciłeś do setki rankingu ATP. Jak duży i wielowymiarowy jest to dla ciebie sukces?

Kamil Majchrzak: To duży sukces, mimo że już kilka lat temu się do niej dostałem. Czasami z niej wypadałem, czasami kręciłem się wokół tej pozycji… Po zawieszeniu, wszystkim, co przeszedłem, nie wiedziałem jednak, czy będę nadal kontynuować karierę, a jak tak to wiedziałem czego się po sobie spodziewać. Powrót do setki jest więc dla mnie bardzo emocjonalnym wydarzeniem. Cały poprzedni rok był dla mnie mozolnym wspinaniem się od początku. Teraz piszę nowy rozdział, mam kolejne cele.

Piotrków Trybunalski nie wydaje się być stolicą polskiego tenisa.

– W najmłodszych kategoriach wiekowych w Piotrkowie mieliśmy wielu medalistów mistrzostw Polski, ale zazwyczaj na tym się kończyło. W tamtych czasach w Piotrkowie nie mieliśmy jeszcze nawet hali, więc treningi odbywały się w hali naszej szkoły podstawowej, gdzie na co dzień mieliśmy w–f lub w pobliskich wioskach.

Kiedy po raz pierwszy zarobiłeś pieniądze na tenisie?

– Dobre pytanie. Chyba w 2013 roku, kiedy dostałem dziką kartę do Challengera w Poznaniu. To był pierwszy zawodowy turniej, w którym była prize money.

Kiedy poczułeś większą finansową wolność dzięki tenisowi?

– Myślę, że mogę powiedzieć, że odetchnąłem trochę, gdy zagrałem swoje pierwsze seniorskie turnieje wielkoszlemowe. Kiedy jest się bliżej setki rankingu, otwierają się zupełnie inne możliwości. Im gra się lepsze turnieje, tym zarabia się więcej pieniędzy. Jednak tenis jest także niestabilny pod względem finansowym. Jest możliwość zarobienia dużych pieniędzy, ale koszty treningów czy wyjazdów też są wysokie. Dochodzą wydatki na trenerów, sprzęt i podróże. Do tego nigdy nie wiemy, kiedy przydarzy się kontuzja lub sprawa, której nie można przewidzieć – jak w mojej sytuacji. Niemniej jednak miałem to szczęście, że od najmłodszych lat byłem jednym z lepszych w roczniku. Często zabierano mnie więc na wyjazdy organizowane przez Polski Związek Tenisowy, co było dużym odciążeniem dla moich rodziców.

Czujesz, że los teraz oddaje ci to, co zabrał?

– Staram się nie podchodzić do tego w ten sposób. Przed zawieszeniem miałem świadomość, że dobrze gram w tenisa. Kroczyłem do jeszcze większego grania i fizycznie, i tenisowo, i mentalnie. Przerwa mocno opóźniła moje plany. Minęły od niej już trzy lata, wróciłem do setki i w dalszym ciągu czuję, że mimo że już powoli robię się wiekowym zawodnikiem, to najlepsze tenisowe lata wciąż mogą być przede mną. Jeśli będę zdrowy, mam jeszcze kilka dobrych lat grania. Wierzę, że tenisowy prime jeszcze mnie czeka.

Robiłeś sobie wyrzuty, że wziąłeś suplement?

– To wszystko wraca i myślę, że będzie przy mnie cały czas. W tamtym momencie nie było absolutnie żadnej przesłanki, że branie takiego produktu może przynieść podobne konsekwencje. Zrobiliśmy bardzo konkretny i dokładny research – ani na etykiecie, ani w internecie, ani w jakiejkolwiek historii nie było żadnych przesłanek, że ten produkt może doprowadzić do sprawy, która finalnie się wydarzyła.

Wszystko, co się stało, miało miejsce na etapie produkcji. Nie mogłem tego przewidzieć i temu zapobiec. Mogłem tego nie wziąć, ale nie było żadnych przesłanek, żeby tego nie robić. Początkowo nie miałem pojęcia, który produkt mógł spowodować, że mój test wyszedł pozytywnie. Dopóki nie wyjaśniłem sprawy, byłem pozbawiony celu życiowego i nie wychodziłem z domu. Nie chciałem też utrzymywać z nikim kontaktu; chciałem być sam. Czułem się winny, czułem wstyd przed samym sobą i czułem, że zawiodłem wszystkich dookoła mnie, choć finalnie to nie była moja wina.

Zawsze byłem pierwszym, który mówił o etyce sportu, a nagle mój test był pozytywny? Nie mogłem się z tym pogodzić. Wiem, że zrobiłem wszystko, co było możliwe, żeby sprawdzić, czy produkt jest czysty. Okazało się, że nie był. Wybaczenie tego sobie zajęło mi bardzo dużo czasu.

Ile kosztowało udowodnienie, że to nie była twoja wina?

– Kilkaset tysięcy złotych.

Tak samo traktuje się w takich sytuacjach zawodników z dalszych pozycji i tych najlepszych w rankingu?

– Osobiście uważam, że kara zawieszenia była za długa. Nie zasługiwałem na taki jej wymiar. Ze względu na środki finansowe i długość rozwiązywania mojej sprawy, przyjęcie trzynastomiesięcznej oferty ze strony ITA było najsensowniejszym rozwiązaniem. Wszyscy, którzy mierzą się z takimi oskarżeniami, muszą sami zapłacić za badania, za prawników i cały ten proces. Podejrzewam jednak, że kwestia motywacji ITIA, jeśli chodzi o tempo decyzji, może być różna.

Przedstawiłem wszystkie dowody. Miałem nieotwarte, fabrycznie zamknięte produkty z tej samej serii suplementu, którą przyjmowałem. Moja wersja w każdym szczególe została potwierdzona. Kiedy wysłałem ten materiał do ITIA, bardzo długo czekałem na ich przeanalizowanie przez ich niezależne laboratorium. Rozstrzygnięcie tej sprawy mogło więc zająć zdecydowanie mniej czasu.

Po siedmiu miesiącach procesu dostałem propozycję ugody. Oferta wynosiła trzynaście miesięcy. Moi prawnicy szacowali i liczyli na lepszą ofertę. Jakiekolwiek oddziaływanie zakazanej substancji byłoby u mnie odczuwalne, gdybym przyjął ją w kilka tysięcy wyższej dawce. Stanęliśmy więc przed wyborem, czy się odwoływać i czekać, trwając w zawieszeniu przez kolejne miesiące, czy też przyjąć ugodę. Do tego wszystkiego doszła kwestia rosnących kosztów… Finalnie najbardziej opłacało się zaakceptować trzynaście miesięcy zawieszenia.

W końcu mogłem się publicznie wypowiedzieć i zrzucić z siebie cały ten ciężar. Mogłem też zaplanować proces wznowienia treningów, miałem konkretną datę powrotu… To dało mi możliwość zamknięcia tego rozdziału, wybaczenia sobie i losowi oraz odreagowania stresu, który towarzyszył mi przez miesiące.

Bałeś się, że łatka dopingowicza z tobą zostanie?

– Oczywiście, że się bałem. Udowodniłem wszystko, mam to potwierdzone dokumentem z sądu, czyli ITIA. To on potwierdził, że spożycie substancji było nieświadome. Co więcej mogę zrobić? Jak moje słowa są dla kogoś niewiarygodne, to w ich dokumentacji można wszystko znaleźć.

Boisz się testów antydopingowych?

– Tak, boję się. Od czasu zawieszenia byłem już kilkanaście razy testowany. Przed tą sprawą nawet nie sprawdzałem wyników w bazie, bo wiedziałem, że nie mam się czego obawiać. Teraz jest jednak inaczej. Żyję trochę od testu do testu, mimo że nie powinienem, bo znów nie robię nic, żeby wpędzić się w takie problemy. W głowie jednak strach pozostał. Bardzo nie lubię oczekiwania na wynik i chciałbym nie odczuwać tych emocji, ponieważ jestem profesjonalnym sportowcem i powinienem koncentrować się tylko na grze. Nadal jednak sam proces i czekanie budzą mój niepokój.

Jaki masz teraz cel?

– Chciałbym wrócić do skonkretyzowanych marzeń i celów ustalonych pod koniec 2022 roku, czyli spróbować powalczyć o TOP 50 rankingu ATP. Chcę też zagrać w drugim tygodniu turnieju wielkoszlemowego i wygrać kilka meczów z rzędu w tych zmaganiach. Zrobię wszystko, by te cele zrealizować.

Cały wywiad Sary Kalisz w serwisie sport.tvp.pl

źródło: sport.tvp.pl

Bartosz Wencław

Podobne wiadomości

Copyright © 2025 Łódzki Portal Sportowy. Wszystkie prawa zastrzeżone
Wykonanie