Żużel

Janusz Ślączka: Nie wiadomo, co przyniesie los

Deszcz, wymagający tor i decyzje, które nie przyniosły oczekiwanych punktów. Trener Janusz Ślączka podsumował mecz Orła z Wilkami Krosno – od juniorskiego falstartu, przez nieskuteczność obcokrajowców, po refleksję nad planami na resztę sezonu. – Na pewno robimy wszystko, żeby było jak najlepiej – zapewnia trener przedostatniej drużyny 2.Ekstraligi.

Zacznijmy od biegu juniorów. Czy wszystko poszło zgodnie z planem?

Janusz Ślączka: Nie wszystko. Cały czas powtarza się im, co mają robić, jak mają jechać. Pamiętają przez jedno, dwa okrążenia, a potem to się kończy. Jeśli prowadzą, to odwracają się do tyłu, żeby zobaczyć, jaka jest przewaga, zamiast jechać swoje. Początek był trudny, tor był wymagający, ale dało się na nim jechać.

Czy opady deszczu pokrzyżowały wam trochę plany, jeśli chodzi o przygotowanie toru?

– Na pewno tor się zmienił, ale jesteśmy u siebie, więc musimy reagować. Swój tor się zna i wiadomo, jak się zachowuje po opadach deszczu. Najważniejszy był start – to decydowało o wszystkim.

Biegi nominowane dawały jeszcze cień nadziei na punkty, ale obcokrajowcy – podobnie jak juniorzy – również nie dowieźli wyniku.

– No trudno. Dałem naszym słabsze pola startowe na 14. bieg, bo mieli w nim pojechać teoretycznie słabsi zawodnicy z Krosna. W 15. biegu trzeba było walczyć z najlepszymi z Krosna, a pierwszy tor akurat bardzo dobrze chodził. Gdyby pojechał Tobiasz Musielak, który świetnie startował, albo Pollestad, to mogłoby się to skończyć inaczej. Co z tego, że byśmy wygrali 14. bieg, jak przegralibyśmy 15. Wyszło odwrotnie. Przy takim myśleniu była większa szansa na wygranie obu biegów, ale się nie udało.

Przejdźmy jeszcze do ogólnej oceny. Jesteśmy prawie na półmetku fazy zasadniczej. Czy szóste–siódme miejsce to maksimum dla Orła w tym sezonie, czy jeszcze liczycie na więcej?

– Na pewno robimy wszystko, żeby było jak najlepiej. W tym tygodniu odbyliśmy cztery treningi. Wiadomo, że nie każdy uczestniczył we wszystkich – niektórzy zaliczyli po dwa, inni po jednym, bo mają też inne ligi, eliminacje. Nie da się zebrać wszystkich w jednym terminie. Ale każdy miał okazję pojeździć na torze przed meczem i potrenować.

To trudne, ale pięć punktów różnicy to jeszcze nie tragedia. Macie jeszcze wiarę na odrobienie tego w rewanżu?

– Na pewno nie możemy powiedzieć, że idziemy na przegraną. Jesteśmy sportowcami – ani zawodnicy, ani trener nie chcą przegrać. Musimy się przygotować i walczyć. Nie wiadomo, co przyniesie los.

źródło: lodzkizuzel.pl

Bartosz Wencław

Podobne wiadomości

Copyright © 2025 Łódzki Portal Sportowy. Wszystkie prawa zastrzeżone
Wykonanie