Maksymilian Szwed: Rekord był w pewnym sensie efektem ubocznym
– Już w drugim starcie zszedłem poniżej 46 sekund i otworzyła mi się głowa, że można zrobić ten rekord. Wciąż był to jednak dla mnie lekki szok. Bo jak już się dostałem na mistrzostwa Europy, to myślałem głównie o medalu, nie rekordzie. Ten rekord wyszedł w pewnym sensie jako efekt uboczny – mówi w wywiadzie dla portalu weszlo.com Maksymilian Szwed.
Współpraca – mimo różnicy wieku: ty masz 20 lat, trener Węglarski 71 – wydaje się wam układać harmonijnie. Mieliście moment, w którym coś nie grało?
Maksymilian Szwed: – Nigdy nie ma pełnej harmonii, zawsze ktoś ma odmienne zdanie. Ale ja pracuję z trenerem Węglarskim od sześciu lat, czyli właściwie całą moją karierę. Poznałem go, wiem, jak się zachowuje, a on wie, jak ja się zachowuję. Potrafimy się dogadać i wydaje mi się, że z roku na rok ta relacja się poprawia. Bardziej umiemy do siebie dotrzeć.
Masz poczucie, że masz w swoim bieganiu nieco pecha? Trafiłeś w moment niedługo po tym, jak nasza sztafeta 4×400 miała świetny moment, a teraz musicie to odbudowywać.
– Widziałem nawet różne komentarze na ten temat pod postami czy rolkami na Instagramie. Faktycznie, trochę nie trafiłem, medali ze sztafet już tyle nie ma. Ale ja zawsze byłem raczej nastawiony na bieganie indywidualne. Oczywiście, sztafety są fajne, bo inaczej się biega w drużynie. Ale to nie jest to, co mnie do końca satysfakcjonuje.
Jak to jest pobić rekord Polski? Udało ci się to w końcu na hali.
– Dla mnie to chyba inne uczucie, niż dla reszty lekkoatletów. Szczególnie tych doświadczonych. Ja nawet nie próbowałem szczególnie atakować tego rekordu na hali. Raczej nastawiałem się na zrobienie życiówki i przejście na sezon letni. Ale już w drugim starcie zszedłem poniżej 46 sekund i otworzyła mi się głowa, że można zrobić ten rekord. Wciąż był to jednak dla mnie lekki szok. Bo jak już się dostałem na mistrzostwa Europy, to myślałem głównie o medalu, nie rekordzie. Ten rekord wyszedł w pewnym sensie jako efekt uboczny.
A teraz wszyscy pytają cię już o stadionowy rekord.
– No tak, wiadomo, że jak zrobiłem rekord na hali, to mogę śmiało powiedzieć, że przynajmniej na hali mam największy talent w Polsce. Bo skoro na poważnie trenuję od zaledwie trzech lat, a osiągam taki wynik, to mogę mówić o tym, że mam ten talent największy w historii. Teraz muszę to przełożyć na stadion i wydaje mi się, że uda mi się to zrobić. Uważam, że 45 sekund złamię już w tym sezonie. A czy rekord Polski padnie w tym roku? Nie wiem. Ale prędzej czy później pewnie tak. Jak nie w tym roku, to w następnym.
Mówił o tobie trener w rozmowie z TVP Sport, że jesteś pierwszym zawodnikiem, który mówi mu, że „nie ma rywali nie do pokonania”. Na ile myślisz, że za rok czy dwa będziesz w stanie wygrać z każdym?
– Powiedział tak pewnie dlatego, że nigdy ode mnie nie usłyszał, że nie dam rady kogoś pokonać. Bo nigdy nie mówiłem też, że „pokonam mistrza świata”. Nie, to się nie zdarzyło. Ale jeżeli jestem przydzielony do jakiegoś biegu, to nigdy nie mówiłem, że przegram. Bo to beznadziejne nastawienie według mnie. Jeżeli się za coś bierzemy, to powinniśmy wierzyć w wygraną.
Wyniki są wypadową pewności siebie czy odwrotnie? A może nakręcają się wzajemnie?
– Myślę, że najpierw muszą się pojawić wyniki, żeby zyskać tę pewność siebie. A potem to się już wszystko zaplata.
Kiedy pojawiły się u ciebie te pierwsze rezultaty, po których powiedziałeś sobie „to może być dobra kariera”?
– Jak złamałem pierwszy raz 46 sekund. Czyli w 2023 roku. Zacząłem sezon z wynikiem 47,49 s, a skończyłem na 45,70 s. To jest ogromny przeskok. Wtedy zdałem sobie sprawę, że jednak mam jakiś dar do tego biegania.
Bieg idealny?
– Nie mam pojęcia, bo nigdy nie biegałem na tak mistrzowskim poziomie. Nie znam nikogo, kto by się do tego chociaż zbliżył. Muszę dojrzeć do tego etapu i dopiero się dowiem co robić i jak to analizować.
Co zmienił w twoim życiu medal halowych mistrzostw Europy?
– Uważam, że nic. Trenowałbym dalej tak samo, dalej tak samo bym próbował robić życiówki i atakować rekordy. Ewentualnie troszkę utwierdził mnie w tym, żeby się nie bać. Czuję się pewniejszy siebie.
Masz historycznie szóste miejsce w Europie na hali. Czujesz, że jesteś blisko tych największych?
– Trzeba zaznaczyć, że hala mocno różni się od stadionu. Wielu ludzi całkowicie rezygnuje z mistrzostw na hali, bo są dużo mniej prestiżowe i dają mniej możliwości. Gdyby wszyscy ludzie tak samo traktowali bieganie pod dachem, jak na stadionie, to byłbym znacznie niżej.
Za dwa lata pojechałbyś bronić tego medalu, czy teraz ta hala już u ciebie też w takim razie pozostanie gdzieś z boku, a stadion będzie priorytetem?
– Za dwa lata chciałbym zdobyć złoto! Mam nadzieję, że się uda i pobiegnę jeszcze szybciej.
Czy sport zawodowy da się porównać do nałogu?
– Na pewno. Wiem, że gdybym teraz doznał kontuzji czy z innego powodu musiał przestać trenować, to czułbym się z tym źle, bo chciałbym cały czas iść na trening.
Cały wywiad Sebastiana Warzechy w portalu weszlo.com
źródło: weszlo.com